Przeżyć z Wilczakiem
Moja przygoda z Wilczakami Czechosłowackimi trwa już 20 lat. Przeżyliśmy razem już prawie wszystko 😉 Uczyliśmy się siebie nawzajem, trenowaliśmy liczne psie sporty (PT, Obedience, biegi wytrzymałościowe, nieco Agility i Obrony), Zdaliśmy masę egzaminów: SVP 1,2,3; VZ 1,2; BH; Obedience 0, 1; PT, PT 1,2,3; ZOP; ZZO; ZPU1; Pies Terapeuta; Zwiedziliśmy większość Europy odwiedzając wystawy psów i przywożąc worki pucharów i tytułów takich jak: Zwycięzca Świata, Zwycięzca Europy Śr i Wsch, Interchampion, Zwycięzca Polski (wiele razy), Zwycięzca Klubu (kilka razy) oraz Championaty ośmiu państw.
Najwspanialsze jednak jest po prostu z nimi żyć, czuć tą niespotykaną bliskość, mieć TAKIEGO przyjaciela i obrońcę, podjąć wyzwanie i dać radę!
Przez lata moje stado rozrastało się, przybywało w domu szczęścia 😉 Z pierwszych Wilczaków powstała Hodowla Jantarowa Wataha, która jest moją dumą i radością.
Gdy było nas już 7 + 1 przenieśliśmy się na wieś, porzucając Poznań.
Praca z własnym stadem dała mi podstawy by zająć się pomocą Wilczakom z problemami. Zaczęłam przygarniać Wilczaki np z agresją do ludzi i je resocjalizować. Zaczęłam coraz aktywniej działać w adopcjach Wilczaków i udało się po resocjalizacji, znaleźć domy dla wielu. W roku 2018 założyłam Fundację SOS Wilczaki i pod jej szyldem działam dalej.
Moje podejście do rasy ewoluowało przez te 20 lat: od nauki behawioru, sprawdzania możliwości użytkowych i sportowych Wilczaków, budowanie Watahy, po rozwiązywanie najtrudniejszych problemów i wsparcie dla Wilczaków potrzebujących.
Przy Wilczakach nie ma możliwości być TROCHĘ razem, jesteśmy razem na 100 %, na maksa!
Jeśli też wpadliście w tą rasę po uszy, zapraszam do lektury naszych przygód, większych i tych codziennych. Bo każdy dzień z Wilczakiem to nowa przygoda!
WILCZAKOWE WSPOMNIENIA
AMBER WOLF – mój najpierwszy najwspanialszy Wilczak
A oto nasze początki…
Chciałabym zachować wiele chwil przeżytych z Amberkiem. Chciałabym je złapać i zatrzymać. Nie wrócą już miesiące szczenięce ani wiek dorastania. Ile mogę utrwalam na zdjęciach, ale to tylko momenty, nie oddają klimatu, nastroju sytuacji. Więc dla własnej pamięci, dla ponownego przeżycia wspólnych chwil i jeśli kogoś to zaciekawi to i dla Was. Nasze ważne momenty i zwykłe życie codzienne. Żaden kryminał, po prostu Amber i ja.
Wspomnienia i wrażenia
Jaki to zimny dzień! Grudzień 2002. Strasznie wieje i można zamarznąć. Tam w cieple przy kominku czekają na nas 2,5 tygodniowe szczeniaczki, a my na spacerku. Wracamy ze szronem na włosach, psy szczęśliwe. W czyściutkim legowisku „wilczyca” matka i sześć małych JUŻ piesków. Uszka ich to maleńkie, na 1 cm wypustki, łapki jak u niedźwiadków, ale oczka właśnie się otworzyły, więc już widać że żyją, że coś czują, że coś sobie myślą! Sześć owłosionych klusek – ale tylko jedna będzie moja. No to która? A właściwie to który. Psiaki są małe, malutkie. Można je ułożyć na ręce i przytulić i ukołysać. Ale nie wszystkie! Jeden wyraźnie nie chce być przytulany. To zostały dwa ( są trzy suczki i trzy pieski). Jeden znowu jakiś ciemny. Puszek zupełnie brązowy. Czy to będzie TEN ? Przymierzam na ręce, przytulam – pofikał, popiszczał i… zasnął. I tak już śpi i śpi. Mały wie gdzie mu dobrze więc po co dalej szukać. Ale jeszcze zobaczymy. Jest jeszcze kilka tygodni, trzeba sprawdzić charakter, nastawienie do ludzi itp. Ale wrażenie pozostało i siedzi w głowie…
**************
Przyszedł styczeń więc czas po pieska! Mają już 6,5 tygodnia i są takie ruchliwe. O tym ciemnym to nie mogłam zapomnieć przez całe te tygodnie. Ciągle mi było mało nowych zdjęć i opowiadań. Że ten ciemny to tylko do kuchni ucieka, żeby z Gospodynią siedzieć i smakołyki wypraszać. Że w kuchni to ma strategiczną pozycję przed piecykiem, a w wolnych chwilach bawi się cebulą, czosnkiem i ziemniakami. Wreszcie widzę je znowu! Mają już po pięć kilo i wydają się takie duże. Ciągle tylko śpią albo ganiają po całym domu. Wilczakowa mama chodzi i sprząta, bo brudzą co chwilę. Zawsze któryś jest w ruchu. Zaczepiają starsze psy i zaciekawione obwąchują nowych ludzi. Jako pierwsza jestem po szczeniaka więc do końca mogę wybierać. A to jest takie trudne… Na szczęście serce i rozum wybrały razem – oczywiście ciemny Bursztynek, przyjazny, kontaktowy, wiecznie uciekający z legowiska do kuchni, czyli – Amber. Czwarty z miotu, nie żaden macho od przepychania się łokciami, mniej dominujący. Decyzja zapadła, tylko jak go złapać i zamknąć w koszyku? Pakuje do auta wielki wór karmy, z wrażenia zapominam o papierach, jeszcze piesek został. Bardzo chętnie przychodzi, ale jaki robi hałas gdy go wciskać do koszyka! Taki miałam ambitny plan. Piesek pojedzie w koszyku, nie nabrudzi, ciepło, bezpiecznie… Tylko jak wytrzymać to piiii? Ostatecznie maleństwo ląduje u mnie na kolanach, oczywiście zaraz zasypia i nie odzywa się już przez całą drogę do Poznania. Nie ma go całe trzy godziny. W Poznaniu okazuje się że piesek jednak żyje i to bardzo!
**************
Pewnie widzieliście jak szczeniaki witają inne psy, szczególnie wyższe i starsze? Pamiętacie te przyjaźnie machające kitki, te łyse brzuszki „wywalane” do góry, a może nawet trochę posiusiane? Okazuje się że tak być nie musi! U nas w domu jest już pół roczny dobek , całkiem już duży i pewny, że w domu rządzi. Przyjeżdża 6,5 tygodniowy szczeniak, wchodzi do domu i… zamiast sikać i ukorzyć się trochę ten mały szkrab wywala zęby na dobka! Po prostu skandal! Dobek nie wierzy. Podchodzi ponownie, próbuje małego przewrócić na plecy – zapomnij! Mały wściekły rzuca się z zębami na dobka. Tego już starszy nie wytrzymuje, dociska małego do ziemi, zęby „latają” , a nam puszczają nerwy. Chwilowo pieski będą siedziały osobno.
**************
Po przyjeździe Amberek trochę pobiegał, zwiedził dom, pobawił się chwilę i właściwie to już by poszedł do domu 😉 A tu tyle obcych, jakieś nowe psy, nowe otoczenie – ale jedną rzecz rozpoznał! Kuchnia – miejsce jego szczenięcych wycieczek jest wszędzie podobna, a już najlepsze miejsce przed piecykiem jest prawie identyczne. No więc usiadł sobie przed piecykiem, taki sam jeden na świecie i zaczął wzywać resztę stada ałuu! ałuu! zgubiłem się!
**************
Nasza pierwsza noc XD W myśl mądrych książek pies od początku ma swoje legowisko i tam śpi. Najlepiej w korytarzu. A co jeśli piesek cały czas piszczy? Oczywiście trzeba być twardym i przeczekać. Kiedyś się zmęczy. Jakoś nie miałam siły sprawdzać po ilu godzinach się zmęczy. Wsadziłam go do koszyka – legowiska, postawiłam obok łóżka i… nadal był pisk! Ale to nie tylko zwykłe piszczenie. To zawodzenie, wycie i piszczenie razem! Po długim czasie i wielu manewrach osiągnęliśmy porozumienie. Jeśli spałam z ręką w koszyku NA AMBERKU wtedy była względna cisza. Tak na 3-4 godziny. To już coś! Trochę można pospać.
**************
Co zrobić jak weekend się skończy i trzeba będzie iść do pracy? Zostawić Amberka w domu z dwoma psami? Trochę za dużo ich w jednym miejscu. Zamknąć na osiem godzin do klatki, a może wyrzucić do budy? Oczywiście najlepiej jest go zabrać ze sobą :))) Zwykle to nie takie proste, ale na szczęście Mama (czytaj szefowa) jest tolerancyjna (dzięki Mamo!), a do firmy są dwa wejścia, więc ostatecznie Amber do piątego miesiąca życia chodzi ze mną do pracy. Większość przychodzących tam po kilku minutach pyta: „Macie tu kota?” Gdy wszyscy wychodzą z pokoju Amberek zaczyna kwilić, piszczeć, miauczeć… jak się da. Ale to i tak nic. Po kilku miesiącach zaczyna szczekać! Wtedy ląduje najpierw w korytarzu, a niedługo potem w domu już na stałe.
**************
Jest taki mały a tyle w nim siły i ciekawości świata! Od pierwszych tygodni codziennie przynajmniej godzinę spędzamy na spacerze. Jest zima, pełno śniegu. Amber uwielbia śnieg! Szaleje w głębokich zaspach, rozkłada się i turla jakby w ogóle nie czuł zimna. Fascynują go spadające płatki, każdy dźwięk, każda gałązka. Wspaniale jest go obserwować!
**************
Chodzi za mną jak pies! Od początku wie kto jest jego nową „mamą”. W lutym przyjeżdżają Amberka Hodowcy – cieszy się jak szalony. Doskonale ich pamięta i aż siusia ze szczęścia. Ale na spacerze wie kogo się trzymać. Najbardziej cieszy się na inne Wilczaki i próbuje za nimi zdążyć. Jego prawdziwa psia mama ma dość nieciekawą minę na sam jego widok.
**************
Codziennie jeździmy razem samochodem. Od pierwszego dnia przez ponad trzy miesiące, dzień w dzień. Po czasie daje to dobry efekt – Amber bardzo chętnie jeździ autem. Ale na początku… Dobrze że do pracy mamy tylko 10 km, bo Amber przez miesiąc całą drogę śpiewa. Wydaje dźwięki na granicy wytrzymałości ludzkiego ucha :-/ Czasami te 10 km udaje się nam zrobić w 10 minut. Ten pies dodaje nam skrzydeł!
**************
Wcale nie chciał zjeść Królika, tylko się pobawić! Najlepiej w gonito. Królik jakoś nie czuje klimatu. Jakiś mało zabawowy. Pacyfikuję Amberka i odtąd w pokoju Królika psisko siedzi na smyczy. Nie ma gonienia! Po kilku miesiącach jest już prawie dobrze, a po roku Królik może siedzieć Amberkowi (jak śpi) na plecach, a Amber ledwie spojrzy. W pokoju jest też Szynszylka – lubi siedzieć na czymś – po roku przyzwyczajania siedzi spokojnie na łapach Amberka (jak Amber leży), tuż przy jego głowie. Amber nawet okiem nie mrugnie. Znowu te natręty nie dają się wyspać!
**************
Po szczepieniach można już zacząć „kształcenie”. Amber ma trzy miesiące więc zaczynamy od psiego przedszkola. Podstawowe komendy opanował już w domu, na placu ma ćwiczyć najważniejsze – przychodzenie na zawołanie. To straszne tak stać i czekać i wołać, gdy inne pieski są już przy właścicielach! Na szczęście są w grupie takie psiaki, które przychodzą jeszcze później. Ćwiczenia idą Amberkowi dość ładnie, po dwóch miesiącach podstawowy zakres ma opanowany, ale ile to wymaga cierpliwości!!! Całe dwa miesiące walczymy z przywołaniem, w końcu udaje się. Przychodzi!
**************
Oprócz ćwiczeń z posłuszeństwa bardzo ważna jest socjalizacja. Zabawy w przedszkolu uczą Amberka prawidłowych zachowań z psami. Wreszcie wie, że starszym należy się szacunek, że wypada pokazać brzuch lub się posiusiać. Pierwsze lekcje psiej etykiety dostał od naszego dobka. Aster nauczył go, że ma kłaść się na plecy i że nie wolno pokazywać zębów.
**************
Najlepsze relacje ma Amber z innymi Wilczakami. Wyraźnie rozpoznaje z daleka, że to jego rasa i cieszy się jak głupi. Jako 3-miesięczny maluch szalał na strychu z Fany, raz nawet „udało mu się” położyć ją na łopatki 😉 Teraz jako starszy zwykle podporządkowuje się innym Wilczakom. Nie prowokuje konfliktów, woli ustąpić. Najlepiej reaguje na „wujka” Boltona. Urządza wokół niego dziki taniec radości, z uszami położonymi przypada na łapy i już nie wie jak pokazać jak bardzo go kocha.
**************
W pewnym momencie przestałam lubić spacery. Pojawiły się dwa problemy. Pierwszy to taki, że piesek robił się głuchy absolutnie jak widział innego psa (i to pomimo ćwiczeń na psich lekcjach). Biegał też za ludźmi, za innymi zwierzakami – słowem za wszystkim co się ruszało. Drugi – to koszmarne wyszukiwanie najgorszych smrodów i pożeranie ich. Amber oczyszczał okolicę na wyścigi z Asterem, powinien dostać medal od Zakładów Oczyszczania Miasta. Tak więc przez jakiś czas musiał chodzić na smyczy. Na szczęście z obu tych problemów wyrósł ( no czasami mu się przypomni)
**************
Amber ma zadatki na dobrego nauczyciela. Bardzo szybko nauczył resztę psów w domu, że w ogrodzie jest znacznie ciekawiej jak się kopie dziurę. Zawsze potrafi wybrać najlepsze miejsce. Nie trawnik tylko miękką ziemię na rabatce z kwiatami. Jak trzy psy się do niej zabrały, powstawała dziura na pół metra przez chwilę. Okazało się że nasz ogród nie nadaje się na razie do puszczania psów luzem.
**************
Najlepsze zabawy to wspólne szarpanie sznurem albo pogoń za czymś co ucieka. Szarpanie jest idealne kiedy jest zimno lub za mokro na spacer, a przecież pieska TRZEBA zmęczyć, żeby nie szalał w domu. Po 15 min zabawy sam idzie spać. Ale najbardziej lubię zabawę piłką. Amberkowi nie nudzi się biegać po całej kuchni za piłeczką. Jednak od początku, od pierwszego tygodnia, zawsze zabawa jest na długiej smyczy i za każdym razem jak rzucę piłkę i Amber ją złapie – wołam go i ciągnę za linkę. Oczywiście szybko kojarzy, że piłkę trzeba przynosić, ale nie zawsze chce. Wiem że kiedyś będę uczyć go prawdziwego aportowania, więc nie ma mowy o uciekaniu z piłką! Na koniec może ją dostać do zagryzienia. A jaka jest frajda jak „piłka” da się „obrać ze skóry”!!! Wtedy polowanie jest całkiem udane.
**************
Ciekawa jest reakcja „stada” na nowego psa. Po pierwszych ustalaniach pozycji, Ava i Aster przestają Amberka zauważać! Na spacerach biegają i podgryzają się jak zawsze, a mały Amber lata za nimi i chce się dołączyć. Przez kilka dni go „nie widzą”. Później są już najlepszymi kumplami, jeden za drugim poleci w ogień, zawsze się wspierają w przypadku zagrożenia. Bawią się, biegają, gryzą, szaleją… aż do czasu jak zaczną dojrzewać. Wtedy trzeba znowu poukładać pewne sprawy :-/
**************
Ava (kundelek w typie ONka, adoptowana ze schroniska kilka miesięcy wcześniej) nieźle nam pomogła w wychowaniu szczeniaków. To ją głównie gryzą po łapach, ją ciągną za uszy i ogon. Ona je myje, pilnuje i broni. Ava chyba trochę myśli że to jej małe, bo nie odchodzi od Amberka na krok (tak samo wcześniej było z dobkiem). Ava potrafi niesamowicie delikatnie bawić się ze szczeniakiem, różnice widać gdy po roku już bez pardonu gryzie się z Amberkiem i tarza po łące. Ava jest suczką bardzo miłą i łagodną, jednak zdarzyła się taka sytuacja kiedy obca suczka weszła do domu, a Ava ruszyła do ataku. Nie myślałam że coś Avę sprowokuje. Ale przecież pod nogami plącze się małe wilczaste…
**************
Od początku wszyscy mnie ostrzegali, że będą kłopoty jeśli w domu będą dwa psy (chłopaki!). Na te poważniejsze kłopoty to czekałam prawie rok, a wcześniej to zdarzały się inne – śmieszne. Amber jako mały sisiek często był przyczepiany w domu, żeby nie biegał i ciągle nie siusiał. Aster musiał jakoś pokazać że nie zgadza się na drugiego samca i tam gdzie Amber był przyczepiony, tam zaznaczał sikaniem – bezczelnie podnosił nogę w domu i sikał, a to już nie sikanie szczeniaka! Miałyśmy więc różne kąty pooblewane. Ale to jeszcze nic. Mała sikawka Amber nie może być gorszy. Piękne, miękkie legowisko Astera upatrzył sobie jako idealne miejsce do robienia kupki! No to rewelacja. Jeden sika, drugi robi kupę w domu. Ach te chłopaki!
**************
Jeszcze nie minęło pół roku życia Amberka a już jedziemy na wystawę. Na pierwszy raz wypadła Bydgoszcz. Podróż jest pełna atrakcji bo jedziemy pociągiem, a w dodatku do naszego przedziału wsiada 8 czy 10 małych dziewczynek z opiekunką. Amber nie jest zachwycony, ale grunt to socjalizacja szczeniaka. W Bydgoszczy spotykamy się z Amberka Hodowcami, no i z ukochanymi suczkami – Jolly i Belką. Na wystawie Amber bardzo się podoba zwiedzającym, ma masę zdjęć i nowych „znajomych”. Poznajemy tam m.in. Karolinę, z którą potem pojedziemy do Czech. Na ringu Amber radzi sobie przyzwoicie i byłoby wszystko ok, gdyby nie te nerwy… Dla mnie jest to niezły stres, ciągle myślę czy dobrze pobiegnie, czy nie warknie na sędzinę, czy pozwoli się zbadać. Na szczęście wszystko się udaje i można się odprężyć. Amber pierwszy raz widzi tyle psów i zachowuje się nieźle. Każda następna wystawa to dla niego dobra lekcja posłuszeństwa, socjalizacji i oswajania z tłumem. Dlatego warto jeździć na wystawy, szczególnie jak pies jest młody. A jeszcze uczy się przyzwyczajania do dotyku obcej osoby i stania, czyli cierpliwości. Potem jeździmy jeszcze na dużo wystaw…
**************
Amber widzi obrazy w telewizji! Widzi, słyszy i kojarzy. Reaguje na psy i konie. Oczywiście nie merda ogonem, tylko szczeka. Bardzo się denerwuje (głównie jako mały) jeśli zobaczy lub usłyszy psa (szczekanie) lub konia (reaguje też na odgłos biegu koni). Kiedyś przy okazji jakiegoś programu artystycznego Amberek „zdenerwował się” bo usłyszał stepowanie – brzmiało to faktycznie jakby biegły konie, no i sobie pokojarzył. Nie dziwiłoby mnie to tak bardzo, gdyby nie fakt, że nasz drugi pies Astuś, całkowicie telewizję ignoruje ( mądrzejszy pewnie). Nigdy nie patrzy, ani nie reaguje na dźwięki (na te z ulicy za to bardzo). Najśmieszniej jest jak Amber coś usłyszy lub zobaczy w TV, pobudzi się, szczeka, a Aster nie wie co jest grane a też chce się dołączyć i pomóc. Zaczyna też szczekać i pędzi do drzwi albo okna zobaczyć na co ma szczekać :)))
**************
Jak już pisałam w wieku 5 miesięcy Amber zaczął zostawać sam w domu. Od początku wiedziałam, że nie będzie cały czas z psami – wtedy dużo trudniej zachęcić go do kontaktów z ludźmi. Znowu stanęłam przed dylematem: klatka w domu czy buda na tarasie? Klatka ma swoje plusy – pies nie załatwi się pod siebie, więc uczy się wstrzymywać, klatkę można postawić tam gdzie są inne psy – wtedy mały nie jest sam i chętniej zostanie, no i ponieważ jest w domu to nie muszę się o niego bać. Ale buda też ma zalety – jeśli się załatwi na zewnątrz, to sprzątania jest mniej, piesek od początku uczy się siedzieć w miejscu gdzie ma być docelowo (TAK KIEDYŚ PLANOWAŁAM HA HA), no i nie jest tak gorąco jak w domu. Próbowałam obu wersji. Wygrała buda. Dobrze, że mam wyrozumiałych sąsiadów – przeczekali trudny czas. Amber uparcie piszczał i płakał, trwało to dobre kilka miesięcy. Długo nie chciał zostawać sam. A jak „pięknie” wył. Ale jak większość problemów i ten minął. Teraz budę bardzo lubi (zawsze tam chowa się z kością) i czasem nawet zostaje w niej na noc ( jak w domu robi się za ciepło).
**************
Gdy Amber miał 8 miesięcy postanowiłam rozruszać go trochę na weekendowym kursie Agility. Jedziemy więc razem z Mamą i całym stadem: Aster, Ava i Amber. Kurs odbywa się we Włocławku, poznajemy przemiłą treserkę Dorotę – gospodynię placu i żywiołową Kasię Darowską – mistrzynię Agility – wzór niedościgniony. Kasia prowadzi zajęcia z pasją. Widać, że żyje tym sportem, że kocha i rozumie psy, chce nas nauczyć i zarazić entuzjazmem. Omawia wszystkie elementy toru Agility, pokazuje ze swoimi psami – ukochanymi belgami, jak to się robi. Próbujemy najpierw pojedyncze elementy, potem cały tor. Oswajamy psy z wysokimi kładkami, z huśtawką. Z naszej bandy najlepiej radzi sobie Ava, Niczego się nie boi, biega szybko i chce biegać! Aster też chce – szczególnie za piłką – ale boi się wysokości i „nóżki mu latają”. Jest szybki i skoczny i uważnie patrzy na gesty rąk. Amber najchętniej skacze przez przeszkody. Biega za smakołykami, za piłką gorzej. Trochę też boi się kładek, ale bardziej nie pasuje mu że ma się kłaść przy schodzeniu z przeszkody (Np palisady). Nie chce i już! Jednak większość toru pokonuje chętnie, uczy się tunelu i slalomu. Kasia uświadamia nam jak często robimy błędy prowadząc psa, a potem dziwimy się że źle zrobił. Drugiego dnia ćwiczymy trudniejsze układy przeszkód – najpierw uczymy się jak pokonywać je bez psów, żeby się nie pogubić. Potem próbujemy to zrobić podobnie razem z psem. Widać że pieski mają dużą frajdę. Agility to świetny sport – niestety wymaga dobrej kondycji nie tylko od psa. Po tym kursie Amber bardzo grzecznieje – dostał dobrą lekcję posłuszeństwa i pracy z człowiekiem.
**************
Amber to taki typ, że facetowi innej rasy nie odpuści, ale „kobietom” zawsze ustąpi. Szczególnie jeśli to jego przyjaciółka. Od małego zaprzyjaźnił się z prześliczną białą pirenejką Undi. Najpierw szaleją razem w psiej szkółce, potem na spacerach. Często jeżdżą razem na wystawy, składają też sobie wizyty w domu. Undi zawsze jest dla Amberka bardzo surowa przy przywitaniu. Pomiata nim totalnie, gryzie go i wciera w asfalt. A on robi się zaraz taki malutki, pokorny. Najśmieszniejsze, że Amber chyba to lubi. Zawsze szaleje na widok Undi, zostało mu to do dzisiaj.
**************
Z Undi wiąże się też pewien problem wychowawczy u Amberka. Dość często chodzimy na spacer z Kasią i Undi, a Amber popisuje się przed dziewczynami na różne sposoby. Najgorzej jest między pół roku a rokiem – Amber nie potrafi normalnie iść na spacer – MUSI iść pierwszy albo… ciągnie tak że ręce odpadają. Koszmar! To że ciągnie z czasem koryguję kolczatką, nie ma rady, inaczej będę fruwać, ale jak oduczyć go żeby tak nie krzyczał? Jak już nie może ciągnąć całą energię wkłada w pokazanie głosem jak mu źle. To coś pośredniego między piskiem a szczekaniem. Nie do opisania. Wszyscy dookoła wiedzą kiedy idziemy na spacer z Undi. Kończy się dopiero jak puszczam go luzem w lesie, wraca już grzecznie. Próbuję różnych metod. Idę inną drogą – to samo. Staję i czekam aż skończy – nie kończy, jest coraz gorzej, bo Undi się oddala. Szarpię go lub daję jakieś komendy – robi, ale wrzask jest nadal. W końcu po różnych konsultacjach sposób znajduje Kasia od Agility. Koleżanka przyjeżdża z Undi kilka razy na „pozorowane” spacery. Idziemy kawałek, jak Amber zaczyna swój koncert, dziewczyny idą dalej a Amber natychmiast zawraca do domu i koniec spaceru. To działa! Nadal jest pobudzony, ale już nie krzyczy. Zwycięstwo! Po kolejnym roku na spacer mogę już wychodzić właściwie bez smyczy (po stałych trasach).
**************
Wreszcie wakacje! Z trzema psami nie wszędzie można pojechać, więc wybieramy gospodarstwo agroturystyczne. Okazuje się idealnym miejscem na urlop. Właścicielka sama ma 5 psów: 3 berneńczyki i 2 jamniki, więc nasze też są mile widziane. Dookoła pola, lasy, góry – raj na ziemi! Po tygodniu psy nabierają super kondycji ( kleszcze też ). Zmiana miejsca i tyle wrażeń wyszły im na dobre. Nie wyobrażam już sobie wakacji bez psa!
**************
Amber polubił konie! W naszym wakacyjnym gospodarstwie mieszkał też koń! Wreszcie Amber może zobaczyć to dziwne zwierzę z bliska, powąchać a nawet polizać. To wyraźny przełom. Już nigdy potem nie będzie źle reagował na konie. Przecież nie są takie straszne!
**************
Wieś dostarcza pieskom wielu atrakcji. Są tu różne duże zwierzęta np krowy. No i co ma zrobić biedny mały Wilczak jak spotka krowę? Nie da się pogonić, a jakoś drażni że taka duża i go ignoruje. Wszystkie zwierzęta Amberka fascynują, ale krowa ma pierwszeństwo. Amber szybko opracowuje bezpieczną strategię – trzyma się przy nich dumnie, ale na dystans.
**************
Jak już jesteśmy przy zwierzętach gospodarskich to opowiem Wam jak przekonałam się że Wilczaki to faktycznie psy z grupy pasterskich (tak, jednak!). Nasi gospodarze mają też stado owiec. Codziennie pasą się one trochę w innym miejscu, a my codziennie staramy się je omijać. Raz się nie udało. Puściłyśmy psy za wcześnie. Owce pokazały się nagle, zza górki i już nie było szans żeby psy odwołać. Poooszły! I tu zobaczyłyśmy jak różnie zachowują się różne rasy. Aster (dobek) upatrzył sobie jedną owcę i pędził za nią prosto przed siebie. Amber – wzorowy pies pasterski – obiegał stado dookoła i zaganiał owce razem. I tak zagonił aż do zagrody – owce na pewno dobrze wiedziały gdzie się kierować, ale Amber trzymał je w grupie. Może Wilczaki doczekają się kariery pasterskiej?
**************
Wakacje to nie tylko przyroda i spacery, to także zwiedzanie. Prawie codziennie jeździmy zwiedzać okolicę: miasteczka, ruiny, zamki, kurorty. Psiaki mają masę nowych zapachów, ciągle nowe otoczenie i super socjalizację. Do kościołów czy zabytków wchodzimy „na raty”. A jak już gdzieś usiądziemy to zaraz mamy towarzystwo – „miejscowi”, dzieciaki, kundelki. Dzięki psom łatwiej nawiązać kontakt z ludźmi i wczuć się w klimat regionu. I kto mówi, że z psami nie da się zwiedzać?
**************
Niektóre miejsca są bardzo gościnne dla psów. Taki jest np Ogród Bajek – zbiór drewnianych figurek, świątków, zwierząt bajkowych i prawdziwych – a wszystkie z drewna, gałęzi. Są tam strumyczki, oczka wodne – psiaki mogą się napić po wspinaczce na górę. Jest też wilk z drewna, z bajki o Czerwonym Kapturku. Są tam postaci z wszystkich znanych bajek, ze znanych wierszy i legend. Amberkowi najbardziej spodobała się dziupla w drzewie :)))
**************
Zaraz na początku września spotykamy się wilczakowo w Peronówce. Amber zaczyna dojrzewać i zamęcza suczki. Nie daje spokoju nawet młodym psom. Na szczęście z psami jest ciągle w dobrych układach, starszym Wilczakom poddaje się bez zastrzeżeń, z młodszymi się bawi. Jest spora grupa młodych wilczaków: Harry (Taro), Czako (Szaman), Amberka siostry, malutka Iowa. Jest też kogo zaczepiać: dobry wujek Bolton, stateczny Agar czy Iky. Jak zawsze spotkanie z Wilczakami to dla Amberka szalona radość i wielkie przeżycie. Z tego spotkania zapamiętałam głównie seksualną inicjację Amberka (złośliwi nazywali go demonem seksu) i wyczyny Harrego przy stole (jak duch cicho podkradał po jednym jajku ze stołu, doszedł do niezłego wyniku).
**************
W listopadzie jest wystawa w Poznaniu więc goście zjechali do nas. Na spacery to nie pora, zimno i mokro, ale posiedzieć sobie przy grzanym winie i fernecie jest całkiem fajnie. Dom się zapełnił – przyjeżdżają „wilczakowcy” i drużyna Agility z Wrocławia. Okazuje się, że zmieści się całkiem sporo osób i psów. Z miejscowych przyjechali Beowulfy, czyli Kama i Bartek z Fanysią , z zamiejscowych : Peronówka, Braterstwo, Joanka z Adrianem i ze stadkiem mieszanym: wilczakowo-białoowczarkowo-charcim. Drugie tyle przyjeżdża gości z Wrocławia (na Mistrzostwa Polski Agility). Z tego co pamiętam wszyscy poszli spać trzeźwi oprócz… Jolly 😉
**************
Dzień przed wystawą w Poznaniu jest seminarium Obedience. Jest na nim cała wilczakowa ekipa i robi duże wrażenie. Sędzia z Francji nie może się nadziwić, że Wilczaki mogą być takie opanowane i… normalne, a nie z ogonem pod brzuchem (takie widział we Francji). Po seminarium są zawody Obedience, które Amber kończy z doskonałą lokatą! Pierwszy Wilczak w Polsce w Obedience!
**************
Koniec listopada to pierwsze urodzinki Amberka i czas na pewne podsumowania. Na urodziny Amber dostaje miskę mięsa, a my świętujemy je tortem. Na deser dla Amberka – sesja zdjęciowa.
**************
Po roku z Amberkiem wiem, że to był trafny wybór, że to tę rasę kocham i podziwiam. Wiem, że ten pies pasuje mi idealnie i nawet jego wady mi nie przeszkadzają. Trochę razem przeszliśmy, czasami było trudno, były sytuacje kiedy miałam dość, ale wiem że najgorsze już minęło. Piesek się odchował. Wiem co mnie jeszcze może czekać ( walka z Asterem o dominację, uciekanie za suczkami, bunty ), ale jakoś podołamy. Życie z Wilczakiem dostarcza tylu wrażeń i emocji, że warto!
**************
Przed Gwiazdką jedziemy na spotkanie i zawody do Hradka w Czechach. Wyjeżdżamy. Jest zimno. Ale na miejscu!!! Zabawa w strugach deszczu i przenikliwym wietrze. Wytrzymać da się tylko w kantynie, ale tam nie można z psem. Pijemy litry gorącej herbaty z rumem i próbujemy ćwiczyć. Jest kilka elementów posłuszeństwa i mały tor Agility. Okropność w taką pogodę! Brr… Amberek ładnie skacze, nie unika tuneli, ale na samym prawie początku… ucieka mi i tracimy punkty 🙁 No to tylko zabawa. Rum był pyszny 😀
**************
Z wyjazdu do Hradka wracamy w większy gronie. Przybył nam kot 🙂 W Peronówce mają nie tylko psy ale i koty, więc dostałam jednego kociaka. Całą drogę wyje, miauczy, piszczy i próbuje się wydostać. Potem okazuje się najmilszym kotem na świecie. Na pamiątkę wyjazdu dostaje na imię Hradek.
**************
Sylwester! Petardy! Strzelanina i hałasy całą noc! W pierwszego (świadomego) sylwestra wolałam Amberkowi tego wszystkiego oszczędzić. Wybieramy się więc na „psiego sylwestra”. Daleko od zgiełku miasta, wieś, pola i ulubione koleżanki. Dopiero później będę Amberka oswajać z hukiem, ze strzałami, na razie nie chcę mu robić takiej skondensowanej dawki, żeby nie miał urazu. Sylwestra spędzamy więc na zabawach z psami, spacerach itp. W nocy słychać tylko pojedyncze odległe huki – psy albo szaleją razem, albo padają ze zmęczenia – nie ma mowy żeby na coś zwróciły uwagę. Rano w Nowy Rok mamy słońce i piękną pogodę. Idziemy na spacer po polach. Pieski biegają ubrane świątecznie – z balonikami. Wtedy też powstają wilcze zdjęcia Amberka na stogu – logo Jantarowej Watahy. To był ekstra sylwester!
**************
Podobno Wilczaki lubią wodę. Słyszałam że niektóre od małego szczeniaczka pływają, a Amberka siostra Ali nawet nurkuje. Ale Amber odstaje od innych wilczaków. Do wody wchodzi niechętnie, jakby z obawą. Trochę pomoczy nogi i koniec. W pierwsze wakacje ani razu nie zamoczył się porządnie. No ale zmuszać go nie będę, chociaż trochę się zdziwiłam. Następnego lata już jest lepiej. Amber cały się zanurza! Ale właściwie dopiero jak „dobija” do 2 lat w pełni zaczyna cieszyć się wodą. Chętnie pływa po kije, szaleje w wodzie i „świruje”. To jest to!
**************
Jako szczeniak Amber zawsze bardzo lubił jeść. Lubi i karmę i mięso i smakołyki… wszystko. Nie dostaje tylko słodyczy. Taki apetyt jest pomocny przy szkoleniu, a kłopotliwy na spacerach – Amber znajdzie każdą wyrzuconą kanapkę! Moje próby oduczania go nie dały efektu. W domu Amber uczy się „kultury jedzenia” ;), czyli je wtedy kiedy mu pozwolę. Ćwiczymy w ten sposób karność i opanowanie. A więc stawiam miskę, Amber leci oblizując się. Dostaje komendę waruj i czeka aż będzie pozwolenie na michę. Uczy się szybko i w ogóle się nie buntuje. Na początku robię z tego cały show: najpierw sama udaję że jem z jego miski, warczę itp., potem chwilę czekam i pozwalam mu jeść. Później to już tylko przypomnienie rytuału, Amber przez parę sekund waruje. Do pełnej wersji wracamy przy specjalnych kąskach.
**************
Jeszcze o rytuałach. Mamy w domu taki zwyczaj, że czasami jak kupimy pieskom coś ekstra, np kocią puszkę, to sadzamy je w kuchni jeden obok drugiego , w określonej kolejności (Aster, Ava, Amber) i dajemy im kąski z psiego widelca, nazywając je po imieniu. Każdy psiak grzecznie czeka na swoją kolej. Jeśli Avy nie ma (niestety łajza ucieka) to „chłopaki” siedzą same. Wywołujemy je po imieniu, a dla żartu, na niby, podajemy też jedzenie nieobecnej Avie, mówiąc jej imię. Na hasło Ava oba odwracają głowy od jedzenia, mimo że Avy nie ma. Śmieszne te pieski :)))
**************
Wiadomo że każdy chce by jego pies wyglądał pięknie. Dlatego też zależy mi na Amberka sierści. Amber ma piękne futro zimą, od stycznia aż prawie do maja. Szkoda że wtedy jest tak mało wystaw! Zimą Amber ma piękną mocną sierść, wielką kryzę i bujny ogon. Ale tylko zimą. Jak tylko zaczną się pierwsze upalne dni – zaczyna sypać się sierść. Amber dużo czasu spędza na ogrodzie, ale nie ma rady – całe lato do jesieni Amber systematycznie „łysieje”. Ponieważ siedzi trochę w domu a trochę na zewnątrz nie gubi sierści typowo, wilczakowo, czyli szybko i na łyso ;), tylko po trochu przez pół roku. Oznacza to wiecznie „kłaki”, no i nie taki wygląd na wystawach. Z drugiej strony trudno żeby chodził z obfitym futrem jak jest 30st lub więcej! Najwyraźniej wie co robi.
**************
Właśnie zimą odbywa się jedna z nielicznych wystaw w Polsce, w Lesznie, Wystawa Championów. Już jako 15 miesięczny psiak Amber „załapał” się na tą prestiżową wystawę, samych najpiękniejszych psów, bo w błyskawicznym tempie zrobił Młodzieżowy Championat Polski. Ta wystawa jest w lutym, Amber w świetnej formie, sierści cała masa :). No i poszczęściło się! Dostał zwycięstwo rasy!
**************
Amber ma koło roku jak w domu pojawiają się dwa koty. Dotychczas zna tylko Królika więc jest to duża sensacja. Koty są młode ale mądre – nie uciekają. Pieski szybko nauczyły się, że od samych kotów znacznie ciekawsze jest to co zostawiają w kuwecie. Czyszczenie kuwety jest hitem sezonu zimowego. Jakoś mi to mija, pozostaje zwyczaj „mycia” kotów przy każdym spotkaniu.
**************
Święta Amber odchorował. Nie tylko zresztą on… A wszystko oczywiście przez gości. No bo jak pieskom nie dać jak tyle dobrego czują! Dostają więc rybki, smakołyki, na koniec makiełki… żartuję. W każdym razie mieszanka jest niezła i pieskowe żołądki tego nie wytrzymują. Ominęły je więc pyszności w I i II Święto. Choinki Amber specjalnie nie zauważa. Niestety są już w domu koty, którym bardzo podoba się świąteczny wystrój…..
**************
Koło roku Amber i Aster zaczynają ze sobą rywalizować. Nie ma już swobodnej zabawy. Jako małe bawiły się pięknie – najchętniej w gonito – jeden uciekał z kijem a reszta go goniła. Aster od początku jako starszy narzucił czysty układ – on jest szefem a reszta jest za nim. Kilka razy musiał o tym Amberkowi przypomnieć szybkim rzutem na łopatki. Jednak generalnie Amber trzyma dystans, zna swoje miejsce, no ale czasami… można spróbować czy się nie uda zamiana ;).
**************
Próbować nigdy nie zaszkodzi – nie pamiętam w jakim to było wieku (chyba dość wcześnie) ale Amber miał manię podchodzenia do Astera miski, a Aster oczywiście tego nie cierpiał. Kiedyś oba wróciły ze spaceru, totalnie wymęczone, Aster rzucił się do miski z wodą, a Amber też chciał… nie udało się. Aster błyskawicznie skoczył i szarpnął Amberkowi ucho. Wszędzie zaraz pełno krwi, mały piszczy i wyje a ja umieram z rozpaczy. Już miałam czarną wizje zdeformowanego Wilczaka, okaleczonego, biednego inwalidy… Pojechałam do weta, ten uszko ładnie przystrzygł i zabezpieczył. Dawno już nie ma śladu… a tyle było strachu… .
**************
Z czasem psy zaczynają „próbować się” coraz częściej, w końcu spięcia są na każdym spacerze. Myślałyśmy że (jak pouczali nas treserzy) „pieski same się dogadają” niestety wyraźnie się nakręcają i jest coraz gorzej. W końcu zastosowałam taktykę wilczego stada – jak alfa jest w pobliżu to nie wolno wszczynać awantur, bo wszystkim się oberwie. Wszystkie spory są od razu zduszane i… jest spokój! Czasami na siebie pomruczą ale wystarczy spojrzeć i już wiedzą, że trzeba być cicho. Teraz na spacerach Amber i Aster starają się nie wchodzić sobie w drogę. W domu zawsze są kochane…
**************
Człowiek nigdy nie będzie miał takiej silnej pozycji jak inny pies. Amber oczywiście wie, że jego Pani jest ważniejsza, mądrzejsza itp. 😉 ale już od szczeniaka widać wyraźnie różnicę jak traktuje mnie, a jak Astera. Dla wilczastego szczeniaka pół roku starszy pies jest szefem totalnym – przed nim Amber kładzie uszka, macha nieśmiało ogonkiem, a na spacerach NIGDY ale to NIGDY, ani razu Astera nie wyprzedził!!! To było zupełnie niesamowite! Amber zawsze biegł z tyłu lub równo, a jak tylko zbliżał się do Astera zaraz zwalniał. Przede mną biegał śmiało :))) .
**************
Czasami jak jest ciepło Amber siedzi przy budzie na tarasie ale w otwartych drzwiach do pokoju. Zostawiam go tam jeśli wychodzę na krótko, albo jeśli ktoś jest w domu. Kiedyś Amber stwierdził że właściwie to jest nudno, przewrócił krzesło i… zjadł połowę :((( Rozpacz była wielka bo krzesło od kompletu a pół oparcia zniknęło. Na szczęście zostawił deskę wzmacniającą, więc jego Pani pobawiła się w tapicera. Jakoś się udało. Potem krzesła wyjeżdżały dalej a jego zasięg się zmniejszył. Jednak któregoś dnia Amber zrobił rzecz niebywałą – czubkami palców (bo więcej nie sięgał) przysunął sobie dywan z 6 krzesłami i bardzo ciężkim stołem i… poprzestał na mieleniu dywanu. W efekcie dywan wyjechał na piętro nieco mniejszy niż był. .
**************
Ale wróćmy do roku 2004. Przyszedł nowy rok i przed nami nowe wyzwania. Jeszcze trochę pracy i czas zacząć zdawać egzaminy z tego co się piesek nauczył.
Kilka obserwacji ze szkolenia:
– wcześnie rozpoczęta nauka daje dobre efekty, Amber wszystkie komendy pamięta i łatwo daje się prowadzić
– bywają jednak chwile buntu – nie chce wykonać polecenia bo nie – bunt taki można łatwo pokonać stosując „przekupstwo” lub też pogłębić stosując przymus
– nauka zawsze na smakołyki, piesek trochę głodny a smakołyki oczywiście z tych najlepszych, z czasem (po roku lub więcej) udaje się rozbudzić w Amberku pasję do piłki, ćwiczy na nią chętnie ale nigdy nie będzie ona najważniejsza w jego życiu, zawsze ciekawsza może okazać się przechodząca suczka…
– Amber łatwo popada w schematy zachowań na placu ćwiczeń, np bardzo szybko nauczył się, że jak przychodzi na plac to najpierw jest czas wolny kiedy pieski biegają; dobre pół roku zabierze mi oduczenie go tego – a oduczyć muszę bo piszczy, wyje i nie chce ćwiczyć; udaje się!
– aport nie jest najmocniejsza stroną Wilczaków, Amber też go nie kocha, po długich ćwiczeniach i zabawach wykonuje go poprawnie ale „w zwolnionym tempie”
– najchętniej Amberek wykonuje ćwiczenia aktywne, czyli skoki – może skakać przez wszystko i nie nudzi mu się to
– najlepsze efekty osiągamy ćwicząc często i bardzo krótko, czasem jest to kilka komend na spacerze, czasem 15 min na łące; godzina to już ostry trening po którym piesek jest totalnie wypalony
– Amber nie ma problemu z opanowaniem żadnego ćwiczenia, uczy się szybko i chętnie ale nie zawsze chce je wykonywać…
**************
Na wiosnę zaczynamy regularny kurs posłuszeństwa. Dwa miesiące solidnej pracy (po 6 godz. w tygodniu) dają rewelacyjne efekty – Amber kończy kurs z pierwszą lokatą – dostaje ocenę doskonałą i puchar. To jest nasz pierwszy sprawdzian.
**************
Latem wybieramy się na obóz do Czech. Dwa tygodnie wśród Wilczaków – to dopiero wakacje! Masa nowych znajomych, dużo, dużo ćwiczeń i… mało wakacji 😉 Wracamy do domu wykończeni ale z niezłymi rezultatami – zdane 3 egzaminy z posłuszeństwa i bieg na 20 km!
**************
Na obozie w Lazne Amber poznaje miłą suczkę Citę, z którą zaprzyjaźnia się bliżej. Bardzo się stara ale los chce inaczej – tym razem babcią nie zostaję :(((
**************
Po powrocie do domu Amber po raz pierwszy poważnie choruje. Przemęczenie, bardzo wysokie temperatury, masa wrażeń i stresów robią swoje – przez kilka tygodni dochodzi do względnej formy.
**************
Z wiekiem zaczyna zmieniać się postawa Amberka do innych psów. Suczki zawsze są kochane, ale z psami już się nie przyjaźni. Przeważnie nie szuka konfliktów ale też nikomu nie schodzi z drogi. No piesek dorósł – trzeba być czujnym!
**************
Psy w jednym stadzie bardzo się naśladują. Koleżanki psy tak samo chrapią i przebierają we śnie łapami. Nasze psy identycznie układają się na plecach. Brzuszek do góry, łapki wyciągnięte, są strasznie słodkie i… dobrze o tym wiedzą! Zawsze jednym okiem zerkają czy są podziwiane…
**************
Wrzesień to znowu kilka wystaw i spotkanie w Peronówce. Mimo że teraz już dorosły, prawie dwuletni pies, Amber nadal nie ma konfliktów z innymi Wilczakami. Na spotkaniu ważne wydarzenie – bonitacja. Amberek został zmierzony, obejrzany, sprawdzony – werdykt – P1 – doskonały ze wzorcem!!!
**************
Ten rok upłynął nam zdecydowanie pod znakiem szkolenia. W listopadzie Amber bierze udział w zawodach Obedience i zalicza klasę zerową na ocenę doskonałą!
**************
Listopad to też drugie spotkanie w Poznaniu. Jak zwykle mamy sporo gości, tym razem odwiedzamy razem wilczy park w Stobnicy. Wieczorem jest dużo czasu na pogawędki ale nie do późna, bo jutro rano przecież zawody!
**************
Pod koniec listopada Amber ma drugie urodziny. Jakże się zmienił! Zniknął już ten mały chudy piesek, na długich cienkich nóżkach. Teraz to już kawał psa – zmężniał i rozrósł się. A myślałam, że nigdy się tego nie doczekam!
**************
Od czasu jak Amber skończył 1,5 roku i jak badanie stawów biodrowych upewniło mnie o jego zdrowiu – zaczęliśmy ćwiczyć biegi. Początkowo po kilka kilometrów, z czasem średnio po 20km. Amber uwielbia to bieganie! Jak przyjeżdżamy na pole zaczyna szaleć w aucie i piszczeć – już się wyrywa do biegania. 10km to mała rozgrzewka. Docelowo pierwszy egzamin to 40km. Jest co ćwiczyć!
**************
W wieku dwóch lat elementy posłuszeństwa ma już Amberek dobrze opanowane. Teraz można pobawić się w sztuczki. Za smakołyki Amber szybko uczy się podawać smycz, kapcie czy butelkę z wodą. Umie też robić podskoki w miejscu lub obracać się dokoła :)))
**************
Pierwsze starcie z psem – może nie byłoby groźnie ale wygląda nieciekawie. Amber doskakuje mu do karku i zaczynają się szamotać. Jak dobiegam zaraz puszcza.
**************
Pod koniec roku z domu „wymeldowuje się” Ava. Najpierw kilka razy ucieka, potem na dobre zmienia lokum. Pieski specjalnie nie zauważają jej braku, tylko jak widzą ją przez okno to tak żałośnie piszczą… zostały nam same chłopaki.
**************
Amber uwielbia wyglądać przez okno. Czy jest w domu czy w aucie zawsze ciekawy jest tego co dzieje się na zewnątrz. Nie tylko on to lubi, Aster ma „zarezerwowane” okno w korytarzu i Amberkowi nie wolno tam patrzeć! Zostaje więc mu okno w kuchni. Ma nawet swoją poduszkę na parapecie (na spółkę z kotami) na której opiera się wyglądając przez okno! Przecież sam parapet jest za twardy ;))) Przechodzących ludzi bacznie obserwuje, szczeka gdy podchodzą do furtki. Na większość psów pomrukuje, szczeka na te co biegają. Amberek nauczył się reagować na hasło „Kto idzie?!” Pędzi wtedy szczekając do okna w kuchni i patrzy o co chodziło ;)))
**************
Wilczaki to takie dziwne psy co zwykle jak coś je zdenerwuje, jak zobaczą coś niepokojącego to – fukają! Tak to nazywam. Wydają takie dziwne dźwięki, wyrzucanie powietrza nosem, co brzmi jak „fuu fuu”. Nie spotkałam tego u żadnych innych psów. Podskakują im przy tym boki, tak że czasami nic nie słychać a wiadomo już, że pieska coś zaniepokoiło. Fukanie zwykle poprzedza też szczekanie, Amber jakby musiał trochę „rozkręcić się” żeby dobrze szczekać.
**************
Właśnie – szczekanie! Generalnie Wilczaki szczekają mało. Dla jednych to ich wielka zaleta – wielu ludzi nie lubi hałaśliwych psów, dla innych – kłopot. No bo jak zaliczyć egzaminy z obrony gdy pies nie szczeka? Zawsze straci się sporo punktów na tym w sumie prostym ćwiczeniu. Zresztą co to za pies co nie szczeka? 😉
Amber jest teraz wyjątkowo rozszczekanym Wilczakiem. Szczeka oczywiście na dzwonek do drzwi, szczeka na przechodzących koło auta, na ludzi i psy za płotem, to normalka, ale szczeka też na komendę i (jak Belg;) przy wykonywaniu ćwiczeń, przy szybkim siadzie przy nodze, szczeka na piłkę, jak się cieszy… Dobrze już kończę bo pomyślicie że on szczeka cały czas 😀 Tak oczywiście nie jest!
Naukę szczekania na komendę zaczęliśmy bardzo wcześnie. Tak jest najłatwiej. Pokazywałam Amberkowi jakiś wyjątkowy smakołyk i… nie mógł go dosięgnąć. Denerwował się i szczekał. Wtedy padała komenda, jeszcze ze dwa szczeknięcia i jedzonko do pyszczka. Szybko nauczył się szczekać na komendę, już w wieku 5 miesięcy zadziwiliśmy tym jego Hodowców. Teraz uczy się dłużej oszczekiwać pozoranta, ale zawsze już szczekanie pozytywnie mu się kojarzy…
**************
Amber jest nie tylko moim psem, moim spełnionym wilczym marzeniem, jest też codziennym towarzyszem i najlepszym przyjacielem. Jest mi bardzo bliski i on też tę bliskość czuje i odwzajemnia. Wszędzie chodzimy razem, czasami nawet jeszcze do pracy zajrzy. Rozumiemy się w każdej sytuacji, wystarczy jedno spojrzenie. Oczywiście to wszystko przychodzi powoli. Z małym psem jest bardzo ograniczony kontakt, długo uczyliśmy się wspólnego języka, dużo czasu spędziliśmy na wspólnych zabawach i na ćwiczeniach. Szkolenie dało nam bardzo wiele – chęć współpracy, nawyk posłuszeństwa, pozwoliło wzmocnić właściwą hierarchię. No i jest to fantastyczny sposób na spędzenie czasu z psem. Szkolenie skupia uwagę psa na przewodniku i daje mu sposobność pozytywnego rozładowania energii.
Miało być o kontakcie a wyszło o szkoleniu. Ale to się bardzo zazębia. Żałujcie jeśli nie szkolicie swoich psów! Wiele tracicie!
**************
Nasze psy zawsze biegną sobie na ratunek. Wiadomo że wspólnie stawiają czoło innym psom, albo że razem lecą wąchać i sprawdzać każdy kąt, jednak ostatnio mieliśmy zupełnie dziwne zdarzenie. Jest marzec, zaczyna się robić ciepło. Poszliśmy całą rodziną na spacer nad jezioro. Amber biegał jak głupi i zrobiło mu się gorąco. Jednak uparcie nie chciał się porządnie zamoczyć. Trochę mu więc pomogłam zeskoczyć z małego pomostu do wody. Zaczął pływać ale nie płynął do brzegu tylko chciał wyskoczyć na pomost ( co mu się nie udawało z wody). Poszliśmy więc w stronę brzegu żeby za nami przypłynął. Jak Aster (dobek) zobaczył że się oddalamy i zostawiamy Amberka samego… skoczył mu na pomoc z pomostu do wody! Zaczęły razem płynąć do brzegu. Za chwilę były już koło nas. To było niesamowite! Tym bardziej, że Aster też nie szaleje za wodą, a takich skoków nie robił nigdy…
**************
Po dłuższej przerwie znowu zaczęłam Amberka zabierać do autobusu i tramwaju. Jeździliśmy jak był mały, żeby go trochę nauczyć i żeby nie bał się życia w mieście. Wtedy, rok, półtora temu, Amber dość się denerwował i piszczał trochę. Teraz jest już DUŻO lepiej! Amber w autobusie kładzie się lub siedzi w kącie i nic nie piszczy. Lubi być blisko drzwi i patrzeć cały czas przez szybę w drzwiach. Dzielnie znosi „Jaki ładny piesek!” i klepanie po głowie 😉 Jechał już nawet ze mną w totalnym tłoku i też było ok. Jedyna rzecz której jeszcze nie lubi to „sapanie” podjeżdżającego autobusu. Czasami Amber jeździ też całkiem innymi pojazdami…
**************
Pod koniec marca Amber zawarł „bliższą znajomość” z suczką z Katowic Pegi Hlas divociny. Razem szaleli cały weekend, Amberek był jej wierny i nie odstępował na krok. Zobaczymy czy coś z tego będzie…
**************
Wielkanoc – to wolne od pracy, dużo spania i jedzenia i dużo czasu na spacery. Zrobiliśmy więc wiele godzin spacerów w te parę wolnych dni. Ostatnio mało spacerowaliśmy bo ciągle były jakieś wyjazdy… A więc świetna okazja sprawdzić reakcję Amberka po przerwie na inne psy i na… moje komendy. Byłam bardzo miłe zaskoczona. Amber trzymał się cały czas dość blisko, nie „znalazł” żadnego smrodka i najważniejsze – za każdym razem dawał odwołać się od innych psów! To wielki prezent dla mnie od Amberka-Zajączka. Tym bardziej że ostatnio rozleniwiliśmy się trochę i zimą mało ćwiczymy… Amber był jednak na spacerach super! Przychodził na każde zawołanie i nikogo nie chciał zjeść ;))) Swobodnie biegał też koło kucyka, ani razu na niego nie szczekając. Na koniec spaceru w niedzielę miał nagrodę – pierwszy raz powąchał kuca pod ogonem :)))
**************
Dzisiaj razem oglądaliśmy cały film. Pisałam już, że Amber widzi obrazy w TV ale tego jeszcze nie było żeby oglądał cały film! Było bardzo ciekawie – o psach, zaprzęgach, wyścigach – Amber podnosił się i fukał jak pokazywali psy, a zerkał tylko jak „nic się nie działo”. Całe dwie godziny ze wzrokiem w ekranie! Trochę się denerwował jak psy „biegły na niego”, leciał wtedy do telewizora i szczekał na nie. Mocno też reagował na zbliżenia psich głów. Film oglądany razem jest znacznie ciekawszy ;)))
**************
Ostatnio Amberek pokochał kije. Znosi je na ogród, na ogrodzie kładzie się na plecach i je przeżuwa. Szaleje z radości jeśli ktoś chce się z nim „przeciągać” lub rzucać. Wieczorem wychodzimy na spacery tylko na smyczy. Idziemy sobie brzegiem lasku. Amber nie lubi się nudzić więc wymyślił nową atrakcję. „Wycina” krzaki przy drodze :))) Wystarczy na moment się zatrzymać a Amberowaty znajduje szybko największą suchą gałąź i próbuje ją unicestwić: łamie, szarpie, wyrywa… Jakaś żądza zniszczenia się odezwała czy co? ? Nigdy nie robi tego w dzień na spacerze, tylko zawsze wieczorem na smyczy. Wykarczował już kawał pobocza, niektóre kije miały po 2-3 metry. Teraz tylko zbierać chrust…
**************
Zadziwiająca jest u wilczaków zdolność dostosowania się do sytuacji. Amber jest bardzo aktywny, zawsze czeka na spacer czy wyjazdy, jak wiele innych psów może biegać godzinami. Jednak jeśli wymaga tego sytuacja może po prostu nic nie robić… Miałam tego przykład (jeden z wielu) niedawno. Na dwa tygodnie przed Świętami koszmarnie się rozchorowałam: gorączka, dreszcze, nie miałam siły przez prawie tydzień wstać z łóżka. Myślałam, że Amber będzie wariował z nudów, nie wychodził wcale na spacery, nawet załatwiał się na ogrodzie. Myślałam, że będzie wolał siedzieć „na górze” czyli z resztą rodziny albo na ogrodzie – ale jednak nie. Amberek przez cały ten tydzień twardo leżał przy moim łóżku, tylko siusianie i znowu do pokoju. Tyle dni NIC NIE ROBIŁ! Leżał, spał, patrzył przez okno… tylko czasami czułam ciepły język na czole. To jest jedna z piękniejszych cech tej rasy – robią to co im się zaproponuje – jest czas to jest zabawa a nie to spanie.
**************
Na początku lipca gościliśmy przez dwa tygodnie Amberkowego synka – Amona Silesian Wolf. Amber był raczej nieszczęśliwy z tego powodu. Mały pies to dla starszego utrapienie – ciągle przeszkadza, nie daje spokoju, zaczepia… Amber warczał i uciekał od małego. Jednak z dnia na dzień przekonywał się po trochu, pod koniec byli już w całkiem dobrej komitywie.
**************
Lato spędziliśmy pracowicie – sporo zawodów z posłuszeństwa (kiedyś trzeba zacząć sprawdzać co się umie;), był też jeden egzamin w Czechach i dwa biegi wytrzymałościowe. To lato to nasza wielka nagroda za trzy lata systematycznej nauki. Na zawodach z Obedience (w Ryczywole) Amber pokazał na co go stać przy naprawdę świetnej formie i w silnej stawce zajął drugie miejsce na podium. Niedługo potem na zawodach wilczakowych w Peronówce zdystansowaliśmy innych zawodników i Amber był pierwszy! Na małych zawodach z Obedience w Antoninku stawka nie była już taka mocna, a i forma już nie ta, ale w swojej klasie Amber okazał się najlepszy i znowu stanął na podium – na 1 miejscu!
Nasze pojawianie się na zawodach (Wilczaka) to rzadkie zdarzenie w Polsce. Pierwszym Wilczakiem aktywnym sportowo i to na najwyższym poziomie była Irma z Wrocławia, która biegała w Agility. Teraz my próbujemy w Obedience. Miłe jest to, że Wilczaki zaczynają być rozpoznawane i zaczynają się kojarzyć pozytywnie :)))
**************
Od września podjęliśmy nowe wyzwanie – próbę pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Zdecydowałam się na to bo znam fantastyczny stosunek Amberka do dzieci, jego reakcje są dla mnie czytelne i przewidywalne. Po trzech miesiącach zajęć mam już pewne obserwacje, mam też znacznie większą wiedzę na ten temat i zdecydowałam, że Amber nie będzie uczestniczył w regularnych zajęciach z dziećmi.
Przede wszystkim nie został do tego przygotowany, stresują go pomieszczenia szkolne i nie czuje się swobodnie, nie czerpie z zajęć całej radości, a ta praca powinna być dla psa przyjemnością. Praca z dziećmi to też wielki stres i tylko kształtowanie od początku pozwoliłoby go zmniejszyć. Każdy pies spala się przy dzieciach, a przy dzieciach chorych znacznie szybciej. Do samego zachowania Amberka nie mogę mieć uwag – jest delikatny, uważny przy dzieciach, chętnie z nimi przebywa i współpracuje. Mamy też spore dokonania – jedno z największych – dziewczynka która mówi tylko dwa – trzy słowa pokochała Amberka i nauczyła się mówić jego imię! Wilczaki potrafią nawiązać niesamowity kontakt z dziećmi, są opiekuńcze i delikatne i myślę że powinno się to wykorzystać z psem prowadzonym od małego.
**************
W listopadzie znowu mieliśmy możliwość obserwować kontakty Amberka z wilczakowym szczeniaczkiem. Tym razem maleństwo przyjechało do nas na dobre, a jest to suczka BETI Wilk z Polskiego Dworu. Amber uciekał tylko przez trzy dni 😉 Potem został totalnie omotany przez małą kokietkę i zaczął się nowy rozdział w życiu Amberka – życie we dwoje. Nie wiem czy to płeć sprawiła, czy przy drugim szczeniaku samo poszło łatwiej ale porozumienie nawiązało się błyskawicznie. A może Amber wyczuł, że Beti u nas zostanie i stwierdził, że z babą nie będzie walczyć?
**************
Życie we dwoje – to już całkiem inna sprawa. Okazało się że małej suni „trzeba” bronić i w miarę poprawne dotąd układy z psami zaczęły się zaostrzać. Nie jest jednak bardzo źle, praca nad tym problemem daje już dobre efekty. We dwoje można super się zabawić, wreszcie jest kogo gonić, zagryzać i zaczepiać. Amber biega i dokazuje z Beti jak szczeniak! Pięknie można obserwować jak uczy ją zabaw, pokazuje piłeczki, sznury i zachęca do zabawy. Życie jest znacznie ciekawsze!
**************
Następny pies w domu to jednak nie tylko przyjemności. Trzeba podzielić się z nim czasem i uwagą „pańci”. Są dni, że Amber ma „chandrę” i chodzi smutny, zabieram go wtedy samego na długi spacer i tłumaczę, że nadal go kocham tak samo…
**************
Kolejne urodziny – TRZECIE!!! Mój pies jest już mądry i dojrzały. Maturę zdał w trybie przyspieszonym, doczekał się potomstwa i wyrósł na nieprzeciętnego psa. Oczywiście zawsze będzie moim „małym Pusiem”, moim wyśnionym psem i przyjacielem. Przyszedł do mnie nagle jak w bajce i odmienił moje życie.
Czego i Wam wszystkim życzę… Długie miesiące przyzwyczajania i uczenia dały w końcu dobre efekty: teraz mogę bez obaw zostawić Amberka w domu czy w aucie samego, wiem że nic nie zniszczy. Może też długo biegać sam po ogrodzie, bardzo rzadko przypomina sobie że kiedyś „tu się kopało”.
**************
Jeśli kochasz Wilczaki musisz też pokochać ich sierść. Amber sypie futrem przez prawie cały rok: latem (bo gorąco), jesienią (bo zmienia), zimą (bo co to za zima bez mrozu!) i wiosną (bo znowu zmienia). Szkoda że z psich włosów nie robi się swetrów… miałabym ich sporo!
**************
Amber im jest starszy tym większym jest pieszczochem. Nadstawia łepek do głaskania, kładzie na kolanach. Uwielbia drapanie po szyi i nad ogonem. Cały się wtedy pręży z rozkoszy, przymyka oczka i już piesek jest sprzedany…
**************
Wspólne spacery to okazja do nauki i zabawy. Można wytropić ukrytą piłeczkę, pobiegać za kijem czy znaleźć schowaną… Panią. Można poskakać przez barierki lub pobawić się z psami. Ach jak piesek czeka na te spacery!
**************
Koniec roku jest ciężki i smutny. Zegnamy kotka Omarka i Króliczka :((( Kotek przypłacił życiem ciekawość świata – uderzyło go auto. Króliczek dożył ponad 7 lat i umarł po chorobie. Amber bardzo przeżywa śmierć Królika. Od małego wychowywane w jednym pokoju – teraz pustka i cisza. Idziemy z Amberkiem Króliczka pochować – zakopać w lesie. Amber cały wieczór jest smutny i nieswój, na koniec zaczyna z nerwów wymiotować.
**************
Jako młody psiak Amber nie miał zbytnio kontaktów z dziećmi. Trochę obawiałam się jak zachowa się w nowej sytuacji. Zdał jednak ten test na piątkę! Okazało się, że do dzieci (no nie takich całkiem malutkich) ma dużo cierpliwości, że chętnie ich słucha i bawi się z nimi. Pozwala im na dużo i wyraźnie lubi ich towarzystwo.
**************
Kolejne Święta i znowu okazja do rozpuszczania psa! Goście nie mają umiaru i karmią Amberka samymi frykasami. O jedzeniu karmy już nie ma mowy… Ale kilka dni głodówki i wszystko wraca do normy.
**************
Drugi Sylwester znowu całkiem „psi”. Letniskowy domek swoją temperaturą skłania nas do jak największego „zbliżenia”. Układamy się wszyscy przed kominkiem – teraz jest już w miarę ciepło. Amber nie wierzy w swoje szczęście – razem w łóżku?!?
**************
Na tym kończę opis mojej przygody i kawałka życia z tym najwspanialszym ze wszystkich, pierwszym, z Amberem.
Nie wiem jak to się dzieje ale już drugi raz trafiam na absolutnie niezwykłego Wilczaka. Wychowanie Amberka było dla mnie wielkim wyzwaniem i przygodą – niezapomnianą – a jednak działałam trochę po omacku. Teraz wiem już dokładnie czego chcę od kolejnego psa, co mogę mu dać i jak się dogadać najlepiej. Beti okazała się dokładnie taka jaką sobie wymarzyłam – zakochana w ludziach, szalenie miła, towarzyska i wesoła ale też spokojna, posłuszna, odporna na ból i nie stresująca się w kontaktach z ludźmi. Jesteśmy oczywiście ciągle na początku drogi wychowawczej. Beti nie musi być asem szkolenia, chcę by niosła ludziom radość…
Postaram się na bieżąco opisywać wychowanie i szkolenie Beti, pojawiające się problemy i… zapobieganie problemom.
Pierwszy miesiąc w domu czyli ustalamy zasady
06.11.2005
Pierwsze dni w nowym domu to ciężki czas dla małego psa. Wyrwany z domu, od rodzeństwa traci poczucie bezpieczeństwa i cały świat mu się wali. Szczeniak może różnie okazywać swoje zagubienie: apatią, nerwowością, wyciem, piszczeniem a nawet biegunką.
Beti zmęczona wrażeniami całego dnia większość pierwszego popołudnia przespała. Tego dnia pierwszy raz wyjechała w daleką trasę, odwiedziła wystawę psów, poznała sporo wilczakowych sympatyków a na koniec zwiedzała nowy domek z „wujkiem” Alkorem. Wieczorem chodziła i trochę „narzekała” jak to źle biednej małej samotnej suczce na świecie. Zajęła się zabawą, jednak wyraźnie chciała bawić się sama.
Najważniejsze jest by przywrócić szczeniakowi poczucie bezpieczeństwa. Pokazujemy psu jego legowisko, podajemy lekko podgrzane jedzenie, bawimy się i przytulamy, pozwalamy jednak by szczeniak sam zdecydował ile kontaktu potrzebuje.
Noce ze szczeniakiem są zwykle długie i aktywne. Czasem kilka razy musimy wstawać, jeśli nas obudzi, albo rano mamy „niespodzianki”. Jeśli planujecie by Wasz Wilczak mieszkał w domu warto od małego przyzwyczaić go do klatki. Oszczędzicie i sobie i jemu wiele nerwów. Dom nie będzie wymagał remontu a pies będzie bezpieczny. Wilczak potrafi bardzo dużo wykombinować jak zostaje bez nadzoru. Ja sama wiem o tym tylko z opowiadań bo moje psy nie niszczą mi mieszkania, nie brudzą w nocy, potrafią zostawać same w domu i w samochodzie.
Recepta jest bardzo prosta – zero swobody bez nadzoru. Gdy śpię, gdy wychodzę, pies śpi w klatce. W większości rozwiązuje to problem nocnego załatwiania się – szczeniak nie lubi załatwiać się do klatki i obudzi nas gdy tego potrzebuje. A więc już duży plus. Po drugie – nie zrobi sobie krzywdy ściągając coś czy przegryzając. Po trzecie – nie demoluje nam domu, a Wilczak potrafi!!! Poza tym pies czuje się bezpiecznie w swojej „norce” i po powrocie do domu zastajemy wypoczętego psa gotowego do spaceru. W efekcie pies staje się spokojniejszy i dobrze wychowany. Naukę trzeba jednak zacząć od początku, najlepiej od pierwszej nocy.
Te ograniczenia nie dotyczą oczywiście całego życia psa, myślę jedynie o początkowym okresie gdy pies uczy się pewnych nawyków, zwykle trwa to do roku.
Betinka poznała klatkę pierwszego dnia. Była zdziwiona i trochę się buntowała ale wystarczyło położyć się obok klatki i wsunąć rękę do środka a sunia zaraz zasnęła. W nocy klatka stała przy samym łóżku. Następnego dnia Beti sama już pakowała się do środka.
07.11.2005
Wbrew obawom Beti przespała całą noc i rano grzecznie zapiszczała by ją wypuścić.
Od początku ustaliłyśmy sobie pewne zasady: nie podchodź do mnie gdy jem i łóżko jest moje. Wynikają one z prostej obserwacji starszego psa, Amber nie pozwala małej zbliżać się ani gdy śpi, ani gdy je. Oczywiście wiele osób lubi mieć psa w łóżku, ja jednak do przytulania w nocy mam kota, a u psów wolę podpatrywać ich zachowania i ułatwiać sobie życie. Co innego wspólne spanie na podłodze czy ogrodzie.
Poznaję Beti z resztą psów – te jednak nie są zachwycone i uciekają od niej. Także koty trzymają się z daleka. Nie nakłaniam ich – z czasem same się przyzwyczają.
Idziemy do pracy – znowu nowe miejsce i nowe zapachy – Beti nie podoba się u nas w pracy, jednak na kolanach szybko się uspokaja. Uwielbia przytulanie, bardzo potrzebuje kontaktu, bliskości. W dużym lustrze Beti widzi swoje odbicie i żałośnie przywołuje tego „drugiego” szczeniaka. Nie znosi ani chwili rozłąki, wystarczy że straci mnie z oczu a już wpada w rozpacz absolutną. Stopniowo będę ją przyzwyczajać…
Po powrocie poznajemy ogród – to jest to co szczeniaki uwielbiają!
Nigdy nie zostawiam szczeniaka na ogrodzie bez kontroli, przez pierwszy rok zawsze mam go na oku. Mały pies niszczy, kopie z nadmiaru energii, duży pies już z nawyku – jeśli nauczył się w młodości. Nigdy na to nie pozwalam i dorosłe psy już mogą same zostawać godzinami. Druga sprawa – dla Wilczaka prawie nie ma barier nie do pokonania – jest tylko jedna najważniejsza – bariera psychologiczna i ją możemy z powodzeniem stosować do tych wyjątkowo inteligentnych psów. Jeśli nie chcemy by nasz Wilczak jako dorosły uciekał z ogrodu – nie pozwólmy mu nigdy tego spróbować! Ta sama zasada dotyczy np wchodzenia na piętro w domku.
Po południu wychodzę i zostawiam Beti pod opieką rodziny, dając jej szansę ucieszenia się na mój powrót. I radość jest ogromna!
08.11.2005
Znowu cała noc przespana! Beti wyraźnie mnie rozpieszcza – tak się szczeniaki nie zachowują! Idziemy znowu do pracy, tym razem to już całkiem co innego, Beti zasypia i mogę nawet trochę popracować :))) Lubi jednak słyszeć mnie cały czas. Cierpliwości starcza jej na 3 godziny, wyspana nie chce siedzieć sama. Wędzone ucho załatwia sprawę na jakiś czas.
Posiłki Beti dostaje często i w miarę możliwości regularnie. Aby nie było problemów z obroną jedzenia od pierwszego dnia Beti dostaje jeść bezpośrednio z mojej ręki albo chociaż trzymam miskę. Nabiera wtedy większego zaufania, uczy się cierpliwości i nie gryzienia rąk. Wymieniamy też wędzone ucho na inny smakołyk lub zabawkę.
Tym razem popołudnie mamy całe dla siebie, bawimy się do upadłego. Zabawa wzmacnia nasz przyjacielski układ, buduje zaufanie i zrozumienie.
Na każdym kroku staram się Beti wyciszać: nie bawimy się w szarpanie, nie pobudzam jej w zabawie. Nie próbuję nic jej odbierać żeby nie uciekała z zabawkami. Gdy pobudza się zbytnio staram się ją uspokoić głaskaniem albo rezygnuję z zabawy. Najlepsza zabawa to podkradanie papci – sama ją tego nauczyłam ?
Na ogrodzie Amber odważył się zejść do nas i powąchać Beti. Na tym na razie koniec kontaktów.
09.11.2005
Pierwsza prawdziwa noc ze szczeniakiem – pobudki co 2-3 godziny. Za każdym razem Beti zasypia znowu, w sumie śpimy do 9 :))) Robimy pierwszy spacer, jeszcze bez kontaktów z psami, ale już w lesie, w jesiennych liściach! Od wczoraj Beti przyzwyczaja się do obroży – wielkiego buntu nie ma tylko drapnie się po szyi. Na spacerze mała biega za tym kto jest z przodu, ja albo Amber. Dzisiaj mało chodzenia, Beti jeszcze strasznie jest malutka i nie można jej przemęczać.
Amber wyraźnie przekonuje się do małej. Pobawili się na ogrodzie, stoczyli walkę na miny i spojrzenia – o szyszkę, nawet pogonili się trochę! Od czasu jak Amber ją akceptuje, Beti wciąż chce za nim chodzić. Ograniczam im nieco kontakty – jest czas na zabawę, poza tym czasem mała ma chodzić za mną. Od pierwszych dni budujemy podstawy naszego dobrego porozumienia, jedną z nich jest chęć współpracy, coś co musimy u Wilczaków wypracować i pogłębiać.
Dzisiaj Beti spędza cały dzień w domu i wyraźnie dobrze się tu czuje. Bez problemu mogę na chwilkę wyjść a mała jest spokojna i tylko czeka przy drzwiach.
Przy karmieniu (z ręki) zaczynam wprowadzać „siad”. Pokazuję Beti smakołyk, robię gest ręką i smakołykiem nad jej głową naprowadzam ją do siadu. Żadnego naciskania czy przytrzymywania! Siad to taka naturalna pozycja przy jedzeniu.
10.11.2005
Beti spędziła dziś dzień prawie beze mnie. W domu jest już bardzo dzielna i wesoła i bardzo dużo śpi, szczególnie gdy ktoś chce leżeć razem z nią.
Pojawił się pierwszy problem, a właściwie jego sygnał – Beti nie chce wracać z ogrodu do domu i ucieka gdy się zbliżam. Niestety kojarzy moje zbliżanie się z zabraniem do domu. Nie mogę pozwolić by od małego nauczyła się uciekać, czy nie przychodzić. Na krótkie wypady zabieram ją więc na smyczy, a z długich zwabiam smakołykami.
Beti uwielbia jeść! Nie grymasi ani na karmę ani na zwykłe jedzenie.
11.11.2005
Z okazji święta narodowego spędzamy cały dzień razem. Betinka jest rozkosznym aniołkiem, nie wiem czy wszystkie suczki są takie jako szczeniaki, czy to ona jest taka milutka. Nie jest taka przebojowa jak był Amber (czy Amon), ale po pierwszym momencie wahania też „rzuca się gościom w ramiona”
Na spacerach ładnie idzie na smyczy, z małymi przestojami gdy coś ją zaciekawi. Amber jest oczywiście absolutnym guru i muszę mocno się napracować by odwrócić od niego uwagę Beti. Jednak ograniczanie jej swobody już daje efekty – znacznie lepiej reaguje na wołanie.
Betina jest postrachem naszych kotów. Ciągle je oszczekuje! Gonić jej za kotami nie wolno. Wilczaki mają bardzo silnie rozwinięty instynkt polowania, więc NIGDY go nie rozwijam przez pozwalanie na gonienie. Podobnie było (i jest) z Amberkiem. Nigdy nie pozwalałam mu niczego gonić: ani ptaków, ani kotów, ani tym bardziej zwierząt w lesie. Teraz wiem że mogę go odwołać nawet gdy za czymś wystartuje. Nie chodzi oczywiście o „zabijanie” instynktu, na to nie mamy szans, ale o możliwość jego (względnej) kontroli.
Beti doskonale reaguje na „psie” sygnały: warczenie, pokazywanie zębów. Stosujemy je (ja i Amber) we wspomnianych już sytuacjach: przy jedzeniu i na legowisku (łóżku). Ładnie też mała reaguje na piszczenie gdy chwyci za mocno ząbkami. Gdy chce gryźć staram się ją uspokoić i zawsze podsuwam zabawkę by nie gryzła rąk.
12-13.11.2005
Dwa dni spacerów i dwa różne doświadczenia.
W sobotę długi jesienny spacer z Amberkiem. Beti jest szalenie odważna, biega, wszędzie wciska nosek. Zwykle wisi Amberkowi na ogonie lub na lince (pewnie myśli że go wyprowadza 😉 ).
Zupełnie nie ma problemu z chodzeniem na smyczy, Beti dorównuje nam kroku. Bez smyczy pędzi do Amberka. Czasem idzie za mną gdy jestem na przodzie. Na spacerze było wspaniale – Amber nauczył ją kopać dziury, gryźć patyki…
W niedzielę zabrałam Beti samą na spacer. Nie była już aż taka odważna. W pierwszym momencie kontaktu płoszyła się, a po chwili już pędziła ludziom w objęcia. Potem ciężko było się jej pozbyć. Beti jest bardziej ostrożna w kontaktach niż był mały Amber. Z psami jeszcze unikamy kontaktów (brak szczepień) ale gdy widzi je z daleka zamiera jak posąg.
Beti dobrze czuje się z dziećmi – poznałyśmy ich trochę na spacerze, niektóre całkiem malutkie. Pierwszy jej odruch to – wylizać. Jednak gdy są zbyt nachalne można im zjeść rękawiczki…
Z tych spacerów mam dwie nauki: więcej chodzić osobno z Beti i napchać kieszenie (znowu!) smakołykami.
14.11.2005
Beti poczuła się już całkiem zadomowiona u nas. Zrobiła sobie kilka razy wycieczki sama na piętro ( a psom nie wolno bez pozwolenia). Na schodach pojawiła się więc przegroda. Czas przypomnieć sobie wszystkie zabezpieczenia.
Jeśli szczeniak zostaje luzem w domu musimy usunąć wszystko, czym może zrobić sobie krzywdę, jednak tak naprawdę zaczyna rozrabiać gdy jest sam i tu najlepszym wyjściem jest wspomniana już klatka. Klatka jako element wychowawczy, jeśli szczeniak nie nauczy się niszczenia nie będzie tego robił jako dorosły. Amber może zostawać sam w domu czy w aucie wiele godzin – od czasu jak skończył rok już bez klatki oczywiście!!! – i pewnie wtedy śpi.
Coraz lepiej wychodzi Beti „siad”, na razie jeszcze mało świadome ale odruch się wyrabia na widok gestu czy smakołyków.
Dzielnie zniosła straszne szczepienie! Beti nie jest marudą, nie rozczula się nad sobą. Po zastrzyku chwilę zapiszczała i po krzyku. Rzuciła się dalej obgryzać sznurówki pana doktora. Chciała zjeść słuchawki i była bardzo miła dla tego okropnego pana, którego nie lubi Amber…
15.11.2005
Parówka na spacerze działa cuda! Mały plasterek wystarczy by pies wyleczył się z głuchoty wybiórczej i pięknie przychodził na zawołanie. Ćwiczymy więc z Beti przywołanie i idzie nam dobrze. Przy okazji Amber też skorzysta (nie z przywołania tylko z parówki).
Przy jedzeniu wprowadzam małemu łakomczuchowi „waruj”. Trochę trudniej to zrozumieć ale nie ma problemu z kładzeniem się.
Prawie codziennie jeździmy autem. Beti nic się nie buntuje! Chce tylko wcisnąć się jak najbliżej do przodu i spać. Żadnej choroby lokomocyjnej, żadnych awantur!
Dzisiaj mała została sama w aucie na kilka minut (po spacerze, wybiegana i zmęczona). Grzecznie wytrzymała – po prostu poszła spać! Dziś też pierwszy raz Beti została sama w domu na chwilę (w klatce). Zniosła to bez problemu :)))
16.11.2005
Skoro wczoraj dobrze poszło z zostawaniem w domu, dzisiaj próbujemy dalej – Beti zostaje sama na godzinę. Po powrocie cisza, spokój – jest nieźle! A jeszcze kilka dni temu nie mogła stracić mnie z oczu!
Bawimy się w aportowanie zabawek. Oczywiście małej nie zależy by je oddawać ale od czego jest parówka? Rzucam zabawkę i nakłaniam Beti by z nią wróciła – to nasza podbudowa pod przyszły aport.
Ćwiczymy nowy sposób przywołania, tzw. przywołanie „na Amberka” 😀 Nie pokazuję Beti smakołyków, tylko wołam ją i Amberka. Beti leci za nim, siada i dostaje parówkę!
17.11.2005
Minęły pierwsze dni po szczepieniu, Beti nabiera odporności, zaczynam więc uatrakcyjniać jej życie.
Wilczaki wymagają maksymalnej socjalizacji w bardzo młodym wieku, czyli jak największej ilości wrażeń, przeżyć, doświadczeń np ruch uliczny, duże grupy ludzi, ruchome schody, wózki dziecięce itp. Udało mi się z Amberkiem wypracować to, że swobodnie czuje się w wielu sytuacjach, jednak ma też pewne ograniczenia, z Beti zamierzam pójść dalej.
W ramach „pierwszej lekcji” pojechałyśmy do centrum – przy okazji sunia uczy się, że ludzie są fajni, bo każdy zachwyca się pieskiem i głaszcze. Później odwiedziłyśmy warsztat samochodowy – tu to dopiero było ciekawie! Różne szmatki pachnące „inaczej”, głośna śrubowkrętarka i masę innych rzeczy. Beti zniosła to dzielnie.
18.11.2005
W ten weekend wyjeżdżamy – zanosi się na niezłą zabawę!
Beti zaczęła dzień od pójścia ze mną do pracy, bez nerwów – Amber zastępował nianię. Okazało się nawet, że w pracy można dokazywać, zaczepiać, szczekać… Amber i Beti tak ładnie już się bawią! Oczywiście jest to zabawa z zachowaniem właściwych pozycji – mała podskakuje jak pchła a Amber pozwala łaskawie na tą adorację i czasami się dołączy.
Przed nami trasa nie tak długa (150 km) ale w składzie jakiego moje autko jeszcze nie widziało – 4 baby i 2 wilki :))) – taką silną ekipą wybrałyśmy się do Bydgoszczy na wykłady. Betinka zmęczona porannymi harcami od razu zasnęła – i spała całą drogę.
Beti rewelacyjnie znosi jazdę autem! Wydaje mi się, że im wcześniej się zacznie oraz im więcej szczeniak jeździ, tym mniejsza szansa na problemy.
W Bydgoszczy czekał na nas „mały” Amonek (6 mies.), mały już tylko w teorii bo wzrostem i wagą dogania Ambera! Tylko 4 miesiące starszy a przy Beti jest kolosem! Psychicznie to jednak ciągle szczeniak. Amon próbował się zakumplować z Beti ale zamiast traktować ją jak małą damę podszczypywał ją w… Beti pokazała prawdziwie suczy charakterek, nie będzie jej jakiś szczeniak podskakiwał pomimo że większy! Odgryzała mu się jak prawdziwe suczysko, a jak przestawał… to sama do niego maszerowała… Widać było wyraźnie że czuje młody wiek Amonka, Amberowi sunia zawsze okazuje uległość i szacunek (na razie;) i nie odważy się odwarknąć!
19.11.2005
Najdłuższy dzień w życiu małej suni. Tyle atrakcji że można by nimi zapełnić tydzień! Od wczesnego rana Betinka szalała z Amonkiem, a raczej Amon szalał za nią. Beti to wdzięczny obiekt do zaczepiania, bo jak wszystkie małe panienki „tak fajnie się denerwuje” 😉
Przed nami był cały dzień wykładów i zajęć na kursie z dogoterapii. Obawiałam się jak mała wytrzyma prawie 10 godzin zajęć ale poszło gładko. Po porannej zabawie pierwszy cykl (4,5 h) Beti przespała. Nie robiła ŻADNYCH grymasów, zwinęła się w kłębek pod krzesłem i cichutko spała. Po tym cyklu dostaliśmy godzinę wolnego. Zaprosiliśmy na spacer Karolinę. Dziewczyny szybko się zaprzyjaźniły i poszłyśmy (plus Amber) na spacer do miasta. Ruch uliczny, ludzie, psy – nic Beti nie ruszało, dziarsko dreptała za nami. Zeszłyśmy kawałek Bydgoszczy i znowu czas na zajęcia. Tym razem ponad 5 godzin. Ale jakie 5 godzin! Na sali kilkadziesiąt osób, kilka psów, tłok, zamieszanie (w przerwach) – i na to wszystko moja prawie 9 tygodniowa sunia! Beti przyjęła to wszystko naturalnie, widocznie właśnie tak spędza się weekendy. Zjadła chrupki i poszła spać pod ławkę. Na przerwach przemaszerowała przez masę rąk, wyżebrała sporo kanapek (Amber nie był gorszy o zgrozo!), poszalała z psami i wracała wyspać się w trakcie zajęć :))) Spała nawet w hałasie w sali gimnastycznej! Wieczorem miała już trochę dość ale ani razu nie narzekała.
A czekały jeszcze następne niespodzianki! Wieczorem – u Rodziny – Beti poznała dwoje maluszków Agę i Grzesia. Na razie dzieciaki nie mogły siadać na Beti (tak jak siadają na Amberku) ale małą można pogonić, porzucać jej zabawkę, poprowadzić na smyczy i w końcu – nakarmić. Po tych wszystkich zabawach Beti wypiła wiadro wody i odmówiła dalszej współpracy. Powędrowała do klatki i dzień się zakończył…
Klatkę zabieram zawsze razem z małym psem, jest ona dla Beti schronieniem, miejscem bezpiecznym i znajomym, widać jak wycisza się w klatce nawet w całkiem nowym miejscu. A przy okazji nie muszę się obawiać, że w nocy pies zniszczy coś w czyimś domu.
Teraz wiem i cieszę się bardzo, że Beti może jeździć z nami do Bydgoszczy na kurs i spokojnie uczestniczyć (biernie;) w zajęciach. Jest to dla niej fantastyczna socjalizacja z ludźmi, psami, budynkiem szkoły – ale i możliwość wyciszenia się w trakcie zajęć i może nawet… osłucha się trochę… ;))) Będziemy tu zaglądać co dwa tygodnie.
20.11.2005
Kolejny dzień kursu, dzisiaj „tylko” 6,5 godziny. Zajęcia zaczynają się wcześnie więc rano nawet psy długo nie pobiegały. Jednak Beti poznaje salę, wita się ze wszystkimi, sprawdza czy już po śniadaniu i… układa się do spania. Każda przerwa to szalone zabawy z młodym Husky, nawet nie ma kiedy „sępić”… Zabieram ją od czasu do czasu z sali na siusiu i na małe ćwiczenia. Na korytarzu ćwiczymy siadanie, warowanie i… przywołanie. „Siad” Beti robi już na sam gest ręki. Mieszkamy razem niecałe 2 tygodnie ale mała jest już mocno przywiązana. Wszyscy chwalą jej spokój i cierpliwość. Chcę by była maksymalnie otwarta na innych ludzi więc zachęcam ich i ją do częstych kontaktów. Proszę tylko by jej nadmiernie nie pobudzali, żeby nie nakręcała się na gryzienie po rękach. W kontakcie ze mną zwykle jest delikatna i widzę że umie kontrolować zaciskanie.
Beti zrobiła się już niezłym ciężarkiem – zajęcia mamy na drugim piętrze i Beti jest „wnoszona i wznoszona” za każdym razem. Wilczak nie powinien w tak młodym wieku chodzić po schodach, profilaktycznie, by unikać przeciążenia stawów.
W drodze powrotnej psów nie ma – spanie totalne.
21.11.2005
Ośmielona sukcesami z weekendu postanowiłam ponownie spróbować zabrać Beti do pracy. Ma tam możliwość kontaktu z wieloma ludźmi ale i uczy się zostawania sama, bo ja pracuję w innym pokoju niż siedzi mała. A w domu całkiem mi ją rozpuszczą.
Zrobiłam też zapas śmierdzących psich przysmaków. Początek był niezły, mała rzuciła się na przysmak i z godzinę go obrabiała. Potem się zaczęło :((( Wystarczyło wyjść na moment – zaczynał się koncert: piszczenie, zawodzenie – tylko wycia jeszcze nie było. Jak wracałam robiło się cicho. Umęczyłyśmy się tego dnia obie, Beti biedaczka ani trochę nie spała z żalu, ja z nerwów nie mogłam się pozbierać. Ale nie było rady, dotrwałyśmy do końca dnia pracy.
22.11.2005
Nie lubię męczyć siebie ani psa ale bardziej nie lubię poddawać się i ustępować psim żądaniom. Dzisiaj więc znowu idziemy razem do pracy. I jest znaczna poprawa! Wypracowałyśmy nawet pewien układ. Beti jest cicho jeśli zostawię otwarte drzwi do pomieszczenia w którym jestem, przy czym mała mnie nie widzi, najwyżej czasami słyszy. To już coś!
Coraz lepiej wychodzi Betince warowanie. Bardzo dużo ćwiczymy przychodzenia na zawołanie i w domu i na spacerach. Jeśli wydajemy psu jakąś komendę, musimy pilnować by zawsze wyegzekwować to co chcemy, inaczej pies szybko zacznie ignorować nasze polecenia. I do tego służy mi linka, długa smycz. Jeśli Beti „nie słyszy” że ją wołam, nakierowuję ją na siebie lekkim pociągnięciem linki, zwracam tym jej uwagę na siebie i nie daję możliwości ucieczki. Beti oczywiście jest luzem, jednak długą linkę łatwo jest złapać. Oczywiście bardzo miło psinę zachęcam. Zawsze nagradzam przyjście! Zaczęłam wprowadzać elementy chodzenia przy nodze. Na razie ogranicza się to do pokazania Beti, że warto pojawić się po mojej lewej stronie na spacerze, bo można dostać smakołyk. Gdy mała pojawia się w tym rejonie rzucam „noga” i gdy zrówna się ze mną pakuję jej smaczek do pyszczka. Zdecydowanie lepiej nam to wychodzi pod koniec spaceru. Czyżby Betinka zgłodniała?
23.11.2005
Wydaje mi się że mała nic nie rośnie i wygląda tak samo, ale jakoś dziwnym trafem obroża zrobiła się nagle za ciasna, a po schodach idzie nam się razem ciężej…;) Je za dziesięciu! Czy Amber też tyle jadł? ? Rano i do obiadu chętnie wciąga suche, po południu już nie bardzo – robi sobie miejsce na kurczaka.
To co mnie najbardziej cieszy to przespane noce :))) Właściwie oprócz jednej, Beti śpi zawsze do rana, kiedyś do 6, teraz do 7 rano! Jest to dla mnie absolutnie fantastyczne!!!
Po spacerze mała została sama w domu i grzecznie przespała ponad 2 godziny!
Beti jest straszną sikawką. Już czasami myślę że zawsze będzie robić w domu.
24.11.2005
No to się zaczęło! Beti miała dzisiaj „świński dzień”. Zaczęła od tego że ciągle biegała na piętro i to w niecnych celach – jak mogła to robiła tam kupę… Nie wiem co tak jej odpowiada w pokojach na górze, że tam chce robić! I to w jednym pokoju – może dlatego że tam zwykle siedzą koty?
Jeszcze to jakoś przeżyłam. Poszliśmy na długi spacer. Było cudnie, lekki mróz i słońce w liściach. Ale wredne suczysko postanowiło mnie olać. W ogóle nie zauważała mnie na spacerze, biegała za Amberkiem i skakała mu na głowę (to jej ulubiona zabawa). Oczywiście mój błąd bo niepotrzebnie niedługo przed wyjściem dostała trochę jeść i już „motywacja” nie działała. Zero reakcji na wołanie, tylko skakanie i zabawa, pańcia spadaj… Noo to się zagotowałam. Długi spacer skończył się szybko, odprowadziłam Amberka i poszłyśmy same. Na początek szybki marsz, potem już luzem i trochę mi emocje opadły. Mała ładnie się trzymała, przychodziła, napotkanych ludzi witała wylewnie. Smaczki znowu nabrały wartości, kontakt wzrokowy powrócił.
Ale pomysły nowe już się w główce rodziły. Po pracy dowiedziałam się że Beti wpakowała się na kanapę i wymyśliła zabawę – dzika gonitwa po całej kanapie w tą i z powrotem! To już rodzinie puściły nerwy. Beti zarobiła klapsa laczkiem.
Czuję jakby mała dzisiaj była daleko ode mnie, taki dziwny dzień…
Ciekawe co jest nie tak przy karceniu? Nie dostaje ode mnie klapsów tylko potrząsam ją za kark, nie straszę jej ani nie drażnię. A jednak skarcona przez Amberka wyje czasem ze strachu a już za chwilę znowu go zaczepia, a gdy ja ją skarcę wydaje mi się że mnie unika…
Beti umie już kłaść się na sam gest ręki, bez smakołyka! Zaczęłyśmy więc coś nowego – niepodejmowanie jedzenia bez pozwolenia. Mimo „strasznego” głodu bez problemu chwilę poczekała zanim pozwoliłam jej zjeść.
Betinka ma już swój paszport i jutro wyruszamy w pierwszą podróż zagraniczną małej. Odezwiemy się po powrocie…
25-26.11.2005
Trochę to trwało ale w końcu jesteśmy. Dwa dni w ciągłym biegu, właściwie to spędzone w samochodzie. Na granicy Beti oczarowała celników ale na widok Amberka wycofali się z zamiaru głaskania, pochwalili tylko dobrą obstawę. Odwiedziłyśmy Hanover, Betinka zrobiła ponad 1000 km i była przekochana. Beti to idealny pies do auta, momentalnie zasypia; budzi się i załatwia na postojach. Po długiej podróży – wyspana, chętnie wprosiła się na imprezkę. Na chwilę była królową parkietu, wykazała wyraźny pociąg do alkoholu (nieletnia!) i spokojnie ułożyła się pod nogami gości.
Nie wszędzie da się pójść z małą sunią więc „trenowaliśmy” zostawanie w domu. Poszło bez problemu, bo do towarzystwa został też Amber. Cały ten wyjazd przeszedł Betince zupełnie bezstresowo…
27.11.2005
Zamiast odsypiać pół dnia podróż poszliśmy na wspaniały spacer – po śniegu!!! Pierwszy raz napadało odrobinę a już ile radości dla psów! Wydaje mi się że im zimniej na zewnątrz tym bardziej się Beti podoba. Zawarliśmy nowe pieskowe znajomości – Beti wyraźnie woli te mniejsze psy, z dużymi „nie wie co zrobić”. Bardzo chętnie wita się z ludźmi a już przepada za dziećmi. Może czuje że też są takie małe i nieporadne jak ona? Właśnie w kontaktach z psami pierwszy raz „wyszła” z Betinki złośnica. Nie cierpi szczypania w tyłek, szarpania itp. To jedyna sytuacja w której się wścieka i złości, ale co się dziwić – kto tak traktuje małą damę? Staram się wtedy przerywać im zabawę żeby się nie nakręcała.
Cały czas ćwiczymy przywoływanie, zdecydowanie lepiej wychodzi to pod koniec spaceru, na początku mała ma tyle energii, że szkoda jej czasu zatrzymać się na chwilę. Wprowadzam przywołanie „do mnie” z siadem na wprost i „noga” w marszu do lewej nogi. Beti szybko łapie o co chodzi i gdzie można zarobić smakołyk.
W domu ulubione miejsce jest pod kanapą! Beti ma tam masę „swoich” rzeczy, jakieś deseczki, kawałki wikliny, szmatki… Cały pokój jest posprzątany :)))
28.11.2005
Dziś był długi męczący dzień – calutki w pracy, ale za to razem w pracy! Beti już oswoiła się z innym miejscem i bez większego problemu zastała sama parę godzin (z przerwami). Już nawet nie pilnowała mnie pod drzwiami, spokojnie poszła spać na kocyk. Betinka oczywiście nie jest tam luzem, jest na długiej lince, poza zasięgiem kabli, gniazdek itp. Wszędzie gdzie jesteśmy obowiązuje ta sama zasada – nie dać jej sposobności niszczenia. Wynikają z tego potem dziwne rzeczy – zastanawiam się (dotychczas tylko o Amberku) czy to moje psy takie „wadliwe” Wilczaki czy może jakieś podmienione? Wszyscy skarżą się na straty, na zniszczenia – a u mnie prawie NIC!!! Może jak Beti będzie trochę starsza to się rozkręci, na razie podobnie jak Amber: gdy jest sama nie ma szansy nic zepsuć, gdy jest ze mną nie ma ochoty lub szybko rezygnuje – wystarczy jedno wyraźne „fuj”. Wiadomo że muszę zawsze przewidzieć wszystko co może mała wymyślić, być ciągle czujna i reagować szybko. Np niedawny problem wchodzenia na piętro – na razie problem zniknął, Beti skarcona na gorącym uczynku przestała w ogóle interesować się schodami.
Robimy pierwszą próbę zakładania kagańca, Betinka nie jest zachwycona ale bez wariactwa, spokojnie obmyśla jak to zdjąć.
29.11.2005
Mamy już początki ładnego przywołania! Tym razem na spacer wzięłam… kurczaka. Och jak Beti chętnie przybiegała po kawałki! Nawet z największej zabawy z Amberkiem odrywała się i pędziła. A zabawy wyglądają tak: Beti skacze Amberkowi na głowę, wiesza mu się na szyi, a Amber udaje, że ją gryzie. Jak mu w końcu mała dokuczy – warczy groźnie i rzuca ją na glebę, wtedy przez chwilę Beti jest malutka, cichutka, niby to się strasznie boi, a za moment znowu wisi Amberowi na szyi 😀
30.11.2005
Tak to jest jak się pisze o 1 w nocy po dniu pracy zasypiając co chwilę… same urywki myśli, żadnego sensu – mówię oczywiście o opisach ostatnich dni.
Ponieważ mieszkamy w dużym mieście dość łatwo nam socjalizować psiaka z ruchem ulicznym, tłokiem, odgłosami miasta – poszłyśmy dzisiaj z Betinką do centrum miasta pokazać jej nasz piękny Poznań. Samochody, autobusy to normalka, nie zainteresowała się nawet, chwilę przystanęła na dudnienie tramwaju ale to też było ok. Jedyne co Beti naprawdę zaintrygowało były… spadające krople wody rozbijające się na chodniku! A jedyną rzeczą której z lekka się obawiała były powiewające plakaty na słupie. Zbadałyśmy więc dokładnie i krople i plakaty i już można było spróbować wziąć je na ząb. Najwięcej zainteresowania Betinka okazała jednak… LUDZIOM!!! Gdyby mogła skoczyła by każdemu w objęcia, to oczywiście bardzo mi odpowiada więc zachęcałam niezdecydowanych (a chcących;) do głaskania jej. Miała też Beti mały test – wystartował na nią dość „zły” owczarek z wściekłością na pysku – maluda nie cofnęła się ani trochę i sama zaczęła warczeć, pierwszy raz słyszałam jak groźnie potrafi to robić!
Wycieczki „edukacyjne” planujemy robić jak najczęściej by mała swobodnie czuła się w różnych sytuacjach. Wilczaki w dorosłym wieku trudno oswajają się z nieznanymi sytuacjami dlatego warto dać im poznać świat już w szczenięctwie. W wieku kilkunastu tygodni pies przyjmuje wszystko naturalnie, bez obaw i rezerwy i w przyszłości nie będzie to dla niego stresem.
Miałyśmy też pierwszy malutki konflikt. Przy wieczornym jedzeniu (a to jest najlepsze bo gotowane), postawiłam Beti miskę na ziemi (nie trzymając miski) i jak zwykle głaskałam małą po brzuchu, pysku. I co? Oczywiście, Beti szybko załapała – miska jest już moja więc spadaj ode mnie – i warknęła. Mój błąd, trzeba było jak pisałam na początku trzymać michę i do sytuacji nie dopuścić. Szybko się poprawiłam – miska była w moich rękach a sunia mogła sobie jeść jeśli pozwalała się głaskać i (prawie) wyjadać z miski.
Amber i Beti stoczyli piękną „walkę”. Bawili się jak dwa dorosłe Wilczaki, czyli w „zagryzanie”. Szaleli chyba z pół godziny, wspaniały widok!!! Niesamowita energia ale i delikatność, żeby tylko się nie skrzywdzić. Amberek uczył też małą przeciągania się sznurem; ja rzucałam, Amber zanosił Beti, poszarpali się i Amber mi oddawał – taki aport z opóźnieniem. Pierwszy raz Amberek naprawdę miał wielką frajdę z tego że Beti jest u nas! A ona była wniebowzięta że „szefo” dopuścił ją do takiej poufałości (Amber leżał na plecach a mała siedziała na nim! – mam to na zdjęciach!).
Grudzień czyli zaczynamy się uczyć i poznawać świat
01.12.2005
Poznawania miasta ciąg dalszy – odwiedziłyśmy dzisiaj dworzec! Okazało się że na dworcu jest super ciekawie: pełno ludzi, niespotykana dotąd ilość różnych zapachów, na peronach małe przekąski (niestety), no i nowość – gołębie! Poznane dzieciaki Betinkę wypieściły „Jaki on milutki!” Dorośli też miękną na widok szczeniaka :))) Poczekałyśmy na peronie na pociąg, przyjechał wielki, sapiący – ale pańcia dawała wtedy smakołyki więc co może Betinkę obchodzić jakiś pociąg? Poćwiczyłyśmy siad i waruj przy lokomotywie, a Beti zaczepiała kogo się dało, każda wyciągnięta ręka to szał radości. A przy tym na dworcu Beti ani razu nie zrobiła siusiu (a robi ciągle) więc zachowała się doskonale.
Dworzec jest świetny do ćwiczenia bo o każdej porze coś się tam dzieje, ludzie ciągle się zmieniają. Na koniec zaszalałyśmy windą – i tu pierwszy opór, Beti nie chciała wsiąść w pierwszej chwili. Weszła zachęcona smakołykiem a potem było już super, bo wsiadły dzieci i winda okazała się świetnym miejscem!
Wreszcie widzę, że Betinka urosła. Ma ponad 12 kg i jest strasznie ciężka po kolacji 😉 a w ciągu dnia chudziutka, malutka… Nadal pokryta jest szczenięcym puszkiem ale już wybija się gdzieniegdzie prawdziwy włos.
Niestety znowu znikamy na weekend, wrócimy z nowymi przeżyciami, którymi się zaraz podzielimy…
02-04.12.2005
Bydgoszcz przywitała nas wiatrem i zimnem ale atmosfera nas rozgrzała i tempo zajęć. Dla mnie bardzo ciekawe zagadnienia i ćwiczenia, dla Beti kilka psów do zabawy, w tym ulubiony Labradorek Ferdi :), niesamowicie dużo wrażeń i socjalizacja na maksa. Za każdym razem poznajemy nowe psy i zawiązujemy nowe przyjaźnie, poprzednio „na topie” był Husky, teraz Ferdi. Amber raczej się nudził, poza tym że „musiał” pilnować Beti ale on może spać cały dzień, jeśli dostanie trochę czasu by pobiegać. Trafiła nam się niezła gratka, bo korytarz akurat był w remoncie wiec psy oswajały się z drabinami, rusztowaniem, foliami (tu lubimy brykać!), z panem na drabinie nagle bardzo wysokim itp. Trzeba przyznać, że Beti dużo lepiej to przyjmowała niż Amber, bo po prostu nie widziała problemu, a Amber jednak był trochę spięty.
Najprzyjemniejsze jednak są zawsze wieczory z Rodziną, dzieciaki biegające za psami, rzucające piłki, rytualne karmienie psów. I to ich radosne oczekiwanie – kiedy znowu będą pieski!
Przy okazji wizyt w domach wychodzi przydatność dobrego wychowania psów. Moje psy nie ładują się nikomu na kanapy, odchodzą od stołu i czekają aż się je poprosi. Nie chwaląc się – mało widziałam Wilczaków, które byłyby przyzwoicie „okiełznane”, niekłopotliwe w gościnie, ale pewnie fajnie jest mieć „dzikie zwierzątko” (kradnące ze stołu, galopujące po kanapach) – ja stawiam na dobre wychowanie swoich psów. Nie tracą na tym ani krzty radości życia i żywiołowości, potrafią ją jednak kontrolować. Oczywiście na to pracuje się od pierwszego dnia pobytu szczeniaka w nowym domu.
Przez dwa dni Beti była pogodna i wesoła, przytulała się do wszystkich, rozdawała buziaki; trzeciego dnia „padł” jej żołądek i „złe w małą wstąpiło”: warczała i nie pozwalała się dotknąć.
Cieszę się, że mała może tyle czasu spędzać z obcymi ludźmi, że nie goni wszędzie za mną ale chętnie bawi się też z innymi. Oczywiście jak chyba każdy Wilczak łazi za mną po domu; na spacerach najciekawszy jest Amberek, ale załapała że warto na chwilkę przybiec po smakołyk; a w pełnej ludzi sali Beti dobrze czuje się z każdym, jednak daje się ładnie przywołać i poczęstować – (no chyba że akurat „nie słyszy” nic leżąc pod Ferdim 😉
05.12.2005
Odwiedziłyśmy z Betinką „duże białe psy”, czyli kudłate potomstwo Undi i Zefira. Beti była w lekkim szoku. Takie duże szczeniaczki – to niemożliwe. Mała była nieco przytłoczona stadem białych futer i postawiła pięknego irokeza na grzbiecie. Trochę zabrakło nam przestrzeni więc z zabawy nic nie wyszło, chociaż z jedną sunią już prawie się dogadały…
Na wieczornym spacerze Beti strasznie się ubłociła – mamy już wiosenną odwilż 😉 . Zwyczajowo po spacerze przecieram psom łapki – to dobre ćwiczenie na cierpliwość, na oswajanie z zabiegami pielęgnacyjnymi. Tym razem Betinka dostała chwilowy zakaz chodzenia po domu, by uniknąć tony piachu, bo zwykły piach i tak jest wszędzie. Wilczaki mają tą cudowną cechę, że choćby były nie wiem jak brudne – po wyschnięciu wszystko z nich zlatuje :))) Jeśli komuś to za mało, można oczywiście dodatkowo psa wyszczotkować ale nie ma tu ciągłych kąpieli, sklejonych kłaków, nie ma nawet zapachu „mokrego psa”. Praktycznie nigdy nie kąpię moich psiaków – nie ma zupełnie potrzeby, Amber jest raz w tygodniu szczotkowany ale to już z innego powodu (wyjątkiem jest spacer z wytarzaniem się pachnącym, wtedy wiadomo że kąpiel obowiązkowa!). Nie wiem czy to pozostałość po Wilkach – ten brak przykrego mokrego zapachu, chociaż jest pewien zapach psiego ciała, ale ten akurat mi nie przeszkadza, trudno żeby przeszkadzał skoro mam psy. Powiem więcej – uwielbiam zapach Amberka ;))) Brak kąpieli (oprócz tych w naturalnych zbiornikach) jest nie tylko wygodny dla właścicieli ale i korzystny dla psa – nie likwidujemy naturalnej bariery ochronnej, którą jest właściwie natłuszczona psia skóra. Dzięki tej ochronie pies jest odporny na grzybice, zakażenia itp.
Po wczorajszych żołądkowych sensacjach Beti nie ma już śladu, apetyt powrócił podwójny i sunia znowu jest szczęśliwa!
06.12.2005
Praktycznie w każdy weekend wyjeżdżamy nie ma więc na razie co myśleć o przedszkolu czy innym szkoleniu grupowym. A szkoda, bo psie przedszkole jest idealną formą socjalizacji z psami, budowania kontaktu z właścicielem i zdobywania podstaw posłuszeństwa. Tym większa praca przede mną. Brak przedszkola nadrabiamy dwojako: chodzimy jak najwięcej do różnych znajomych z psami i zabiegamy o psie kontakty na spacerach; poza tym szkolę Betinkę sama, na tyle ile potrafię.
To najpierw o szkoleniu. Mamy niedaleko domu taką łąkę gdzie szkolimy się Obediencowo z Amberkiem i gdzie zaczynamy chodzić z Betinką. To całkiem inna praca niż w domu bo rozproszenie jest znacznie większe. Ćwiczyłyśmy śmieszne chodzenie przy nodze – śmieszne, bo ja odwykłam od tak małego (niskiego) psa a Beti też się dopasowywała i chodziła podskokami. Beti jako straszny łakomczuch pracuje BARDZO chętnie, byle miała przed nosem smakołyk :))) Zaczęłyśmy po raz pierwszy naukę zostawania. Oj tu poszło gorzej… Jak można zostawać skoro się tego nie rozumie a pańcia się cofa? Jednak zakończyłyśmy jak na pierwszy raz ładnie – dwa razy mała wytrzymała sekundę gdy cofnęłam się na pół kroku! Może to się wydawać niewiele ale to bardzo dużo! Bo chodzi tylko o to by zrozumiała co od niej chcę i za co będzie nagrodzona. Przywołanie ćwiczymy na każdym spacerze, o tym już pisałam. Wychodzi różnie, zależy od dnia i stopnia zaangażowania w zabawę. Dzisiaj jednak w czasie spaceru Beti chyba z pięć razy sama przypędziła i to jakim tempem i z jaką radością na pyszczku!!! Na tym etapie staram się nigdy nie wołać jej jeśli nie mam możliwości wyegzekwować że na pewno przyjdzie. A więc jeśli jest bez linki wołam gdy jest nieco skierowana w moją stronę i nie jest bardzo czymś zajęta, jeśli ma linkę to próbuję w każdej sytuacji, także odwoływać ją z najlepszej zabawy.
Szkolenie małego Wilczaka to właściwie takie powolne karmienie w różnych pozycjach 😉 Może później uda mi się wprowadzić piłkę jako motywację. Piłka jest wspaniałym narzędziem przy szkoleniu. Dla mnie z kilku powodów: daje masę radości psu przy nauce, jeśli już ją pokocha to później praca to dzika radość :))) I to jest najważniejsze! Nigdy jedzenie nie wyzwoli z psa takiej radości, ale jest i następna sprawa – nie wyzwoli też maksymalnej prędkości ćwiczenia. Kolejna rzecz – to dla czyścioszków – piłka nie brudzi nam tak kieszeni jak tłuste smakołyki.
Jednak pasję do piłeczki (pasję wilczakową, czyli nie bezwzględne oddanie piłce ale zabawa w sytuacji nie stresowej) musimy sami w naszym Wilczaku wypracować, tak jak i aport. Pisałam już raz, że od małego uczymy psiaka biegać za zabawką i zaraz nam ją przynosić. Ja uczę Beti siedząc w domu na podłodze i rzucając jakąś atrakcyjną zabawkę. Beti jest na cienkiej smyczy, gdy pobiegnie po zabawkę wołam ją i nakłaniam do przyjścia, jeśli chce sama „przeżuwać” lekko ją pociągam smyczą. Zwykle to wystarcza by wróciła, jeśli oczywiście ma do mnie zaufanie że jej nic nie zabiorę. Gdy jest koło mnie zwykle kładzie się i gryzie zabawkę wtedy rzucam komendę „puść” lub „daj” i podsuwam jej pod nos parówkę :))) To zawsze działa! Z czasem „puść” wprowadzam już gdy wraca z zabawką, ale zawsze jest pod nosem smakołyk.
Z moich zabaw z Amberkiem zaobserwowałam, że piłka jest najbardziej atrakcyjna jeśli to ja ją mam. Dlatego nasza piłka ma sznurek i głównie się przeciągamy, rzucanie jest tylko przerywnikiem. Im mniej razy rzucam tym chętniej Amber przynosi. Wilczaki szybko nudzą się powtarzaną czynnością, a nie możemy ryzykować że rzucona przez nas piłka zostanie sama na placu a pies będzie miał ciekawsze zajęcia, dlatego 1-2 rzuty takie na kilometr 😉 i wracamy do przeciągania. Tak z Amberem, nie wiem jak pójdzie z Beti. Ale mamy czas. Nic nas nie goni. Szkolenie musi być przyjemnością i radością dla obu stron, wtedy wszystko ma sens!
Strasznie się rozpisałam ale wiele osób pisze do mnie JAK to robić, JAK udało się tak perfekcyjnie poprowadzić Amberka, JAK pracować ze szczeniakiem – a więc napiszę jak to robię, krok po kroku.
Wracam jeszcze do braku przedszkola – nad socjalizacją pracujemy stopniowo. Wyjazdy i kontakt z psami dużo tu pomagają, ale to wciąż za mało. Dlatego tak często jak się da odwiedzamy znajomych i poznajemy nowe sytuacje.
Dzisiaj byłyśmy z wizytą u przystojnego Labradora Baldura, przyjaciela ze szczenięcych miesięcy Amberka, teraz też trzyletniego ale o psychice młodziaka. Byłyśmy na jego terenie, w pierwszych chwilach psy wąchały się z dużym dystansem i nic nie zapowiadało późniejszego szaleństwa. Ale jak się rozbawiły! Te gonitwy po pokojach, te „zagryzania” i duszenia! Było na co patrzeć. Na takie wypady zabieram samą Betinkę by nie wspierała się psychicznie na Amberku, tylko budowała własną pozycję. Bo z nim to zawsze będzie super odważna.
07.12.2005
Środa to takie małe święto w środku tygodnia: śpimy dłużej, jest więcej czasu na spacer i na moje ulubione południowe sjesty z psami. Rozkładamy wtedy koc, Amber już wie, że czas na wspólny odpoczynek i czeka gdzie ja się położę by zająć strategiczną pozycję przy moim boku. Nadrabiam wtedy różne notatki albo po prostu „byczymy się” całym stadem. Jest czas na pieszczotki i na toaletę – sprawdzam psom łapki, zęby, przyzwyczajam Beti do szczotkowania, do czyszczenia uszu itp. Właśnie okazało się, że złamała sobie mleczny kieł! Apetytu przez to nie straciła, mam nadzieję że nie boli ją zbytnio!
Pogoda jest zabójczo ponura więc po mokrym spacerze dzisiejszą porcję ćwiczeń przenosimy do domu. Skupiamy się na chodzeniu (kilka kroków:) i na zostawaniu. Wydaje mi się, że Betinka załapała o co chodzi z zostawaniem, albo tak wyszło przez przypadek, bo kilka razy udało się jej zostać gdy cofałam się o krok! Skupiamy się też na „skupianiu się” 😉 czyli koncentrowaniu uwagi Beti na mnie, na zatrzymaniu tej małej błyskawicy na moment.
Wieczorem szaleństwo z piłką! Amber i Beti na wyścigi pędzili po piłeczkę, żadna linka nie była potrzebna, Beti galopowała do mnie z piłką by dostać smakołyk! Serce rośnie :)))
08.12.2005
Ponownie zaatakowałyśmy centrum miasta. Było ciekawie i trochę strasznie – pojechałyśmy tramwajem! Jak to może być żeby podłoga się ruszała? Przecież to nie samochód… Jakoś to jednak przeżyłyśmy. Za to spacer po mieście jest ekstra! Tyle ludzi, tyle nowych rzeczy! Ćwiczyłyśmy z Betinką przejście przez tłum, nie wykazała nawet cienia lęku. Fajnie się to ćwiczy na przejściu dla pieszych, gdy zmienia się światło i wielka grupa ludzi rusza na nas z naprzeciwka.
09-11.12.2005
Całe trzy dni upłynęły nam pod znakiem odwiedzin. Pomimo planów wcześniejszych udało nam się w ten weekend nie wyjeżdżać! Najpierw goście przyjechali do nas, jeszcze w piątek tylko kilka osób, a w sobotę już ponad 20! Beti starała się robić wrażenie, że wcale nie prosi przy stole, przecież nigdy nie dostaje jedzenia ze stołu, no ale te zapachy… Betinka jest wiecznym głodomorem, chodzi ciągle z nosem w górze…
Jak w tym zamieszaniu czuła się Beti? Mała plątała się pod nogami, pozwalała się głaskać i nadstawiała uszy na komplementy. Gdy goście zrobili trochę miejsca na środku pokoju, Amber i Beti urządzili darmowy pokaz „wielkiej walki o sznur”, która jest u nas codziennym już rytuałem i na którą można patrzeć bez końca! To cudny widok – zachwyca mnie delikatność Amberka, jego opiekuńczość i cierpliwość (wiele już nauczył się przy Beti), Betinka za to jest pojętną uczennicą, podejmuje każdą Amberka inicjatywę.
Każdą sytuację zwykle wykorzystuję do wprowadzenia u Beti pewnych nawyków, do nauczenia jej czegoś. Goście do współpracy byli chętni, nie musiałam ich namawiać by bawili się z Betinką, by przynosiła IM zabawki, by czasem zrobili coś dziwnego (jakiś ruch czy dźwięk), czy też by ją karmili. Tę sprawę – zabawy i karmienia przez innych trochę zaniedbałam u Amberka ale postaram się popracować nad tym z Beti. Fajnym a dość trudnym ćwiczeniem jest by pies oddawał zabawki osobie leżącej, ćwiczę to sama z maludą, potem przyjdzie czas na innych.
A w niedzielę… WRESZCIE – JEDNAK – WYBRALIŚMY SIE DO PRZEDSZKOLA :))) Nie będzie to może systematyczna praca ale chociaż czasami, ile się da będziemy tam zaglądać! Betince bardzo brakuje kontaktów z młodymi psami, nie ma w ogóle doświadczeń z grupą psów, przyda nam się to przedszkole bardzo! Na naszych pierwszych zajęciach psów było mało – wystraszyli się deszczu. Nam deszcz nie przeszkadza (może trochę ;)) więc walczyłyśmy dzielnie. Wielkich przyjaźni Beti nie nawiązała, były same chłopaki i to starsze, już im co innego w głowach… poczekamy na przyjaciółkę do kolejnych zajęć. Betinka wyraźnie lepiej dogaduje się z pojedynczymi psami niż z całą grupą, więc miała małą terapię szokową – wszystkie psiaki przyleciały ją powitać i wypróbować.
Ćwiczenie w grupie to było coś nowego i tu Beti szybko załapała, że jest czas na zabawę z psami a jest też czas na ćwiczenia. Na razie umiemy bardzo malutko: chodzenie zaczynamy, umiemy siad, waruj, okazało się że po 5 dniach prób w domu i na spacerach umiemy też trochę „zostań”. Beti ładnie skupia się w czasie zajęć, byłam pod wrażeniem – pierwsze zajęcia, nowy teren, psy dokoła a moja sunia siedzi i patrzy na mnie :))) Oczywiście smakołyki były podstawą naszej współpracy ale i tak…
Jeszcze jeden miły akcent. Pierwszy mój kontakt z treserem, pyta się z jakim psem przyjechałam (Beti w aucie), mówię nieśmiało, że taka mniej znana rasa Wilczak Czechosłowacki, a gościu uśmiech na twarzy i mówi „To super, to są świetne psy!” Oj jak mi się cieplutko zrobiło, coś się wreszcie zmienia w opiniach szkoleniowców, mam nadzieję że mój Amberek też się do tego przyczynił!
Popołudnie było równie ciekawe, odwiedziłyśmy znajomych z małą córeczką Olą (2 lata) i z Jamniczką miniaturką miniaturki. Ola i Beti dogadały się bardzo szybko. Ola jest niesamowita w kontaktach z psami, nie ma żadnych obaw ani żadnego dystansu, idealna do nauczenia psa podstaw kontaktu z dziećmi. Olka zakochała się w Betince („moja piesa”), a Beti dawała jej „buziaki”. Razem zwiedziły dom, bawiły się piłką i zmęczone razem odpoczywały.
Nieco trudniej przyszło dogadać się z Jamniczką Inką – sunia broniła domowników przed intruzem. Jednak w końcu się udało i myślę że Inka nie żałowała – Beti, z lekka już padnięta po tylu wrażeniach, pozwalała suni robić wszystko ze sobą! Maleńka Inka (mała ale już dorosła) siedziała Beti na głowie, właziła na nią, kulała się po niej!
A z wrażeń ogólnych: Beti jest bardzo kontaktowa, także na innym terenie i z obcymi osobami, dość poprawnie zachowuje się „w gościach” (nie licząc kilka razy siusiu) i bardzo ładnie reaguje na „fuj” czy podobną komendę. I tu ukłon w stronę hodowczyni, wcześnie nauczona komenda działa jak zaklęcie.
12.12.2005
To był dzień pełen deszczu i totalnego lenistwa, naprawdę nie ma o czym pisać.
13.12.2005
KAŻDY spacer może być okazją do poćwiczenia paru rzeczy. Przywołanie – to oczywiste i dla mnie najważniejsze. Nie wymagam od psów by na spacerze chodziły ze mną tak jak na zawodach, to absurd, na spacerze mają się wyluzować, a jeśli przy tym trochę będą mnie ciągnąć, to… jakoś to przeżyję. Jednak przywołanie to podstawa, może od niego zależeć nawet życie psa, więc to ćwiczymy do upadłego. Zwykle przy komendach na spacerze nie zależy mi na natychmiastowej reakcji, Amber pomimo trzech lat nauki, nie zawsze przybiega na pierwsze zawołanie, ale wiem że w większości sytuacji (np spotkania z psami) i tak go zatrzymam i odwołam. Wiem też że mogłabym mocniej egzekwować posłuszeństwo z dobrym skutkiem ale przecież Amber jest moim przyjacielem, a nie sługą, nie musi zawsze chcieć akurat to co ja chcę. Nie dotyczy to oczywiście sytuacji zagrożenia (ulica itp) wtedy zmieniam ton i MUSI słuchać się bezwzględnie.
Z Amberkiem to jednak inna sprawa on już WIE kiedy może a kiedy musi 😉 Beti dopiero zaczyna naukę i dlatego staram się by każde przyjście do mnie było dla niej szalenie atrakcyjne.
Zaczęłyśmy ćwiczenie „zostań” wprowadzać też na spacerach. To trudniejsze, bo obok biega Amber i można by robić coś ciekawszego. Chodzenie – na dzisiejszym spacerze Betinka sama pojawiła się przy mojej lewej nodze i patrząc zachęcała mnie do nagrodzenia jej :)))
Jedzonko w domu dają Beti wszyscy domownicy, nie smakołyki tylko miskę z posiłkiem. Podobnie jak ja sama na początku tak i oni głaszczą ją i mieszają w misce. Na razie Beti nie ma skojarzenia, że człowiek może jej zabrać jedzenie, broni miski tylko przed psami.
Codziennie w domu bawimy się piłką. Bardzo pomaga tu Amber i jego chęć do biegania i przynoszenia, czasem biegają dwa na wyścigi, a czasem Amberka hamuję by Beti też miała szansę. Zaczynam powoli nagradzać już tylko te przyniesienia piłki które kończą się podaniem mi jej do ręki, oczywiście pomagam Betince początkowo, przecież musi zrozumieć o co mi chodzi. Mam nadzieję, że Beti będzie też trochę zakręcona na piłkę bo już biega pięknie, no i ćwiczymy dużo więcej niż z Amberkiem, jednak najtrudniejsze przed nami – wyjście z piłką na spacer. Piłka kontra reszta świata! Do tego jednak jeszcze dużo czasu…
14.12.2005
Od początku Betinka uczy się, że na spacerach nie wszystko trzeba zjeść. Kijki owszem, można nosić i memłać, to samo liście. Jednak worki foliowe, papiery i inne atrakcje są niemile widziane. Beti dostaje wtedy stanowcze „fuj” i co najdziwniejsze… to działa! Gdy przypomnę sobie kombinacje Amberka, aż mi dziwnie, że sunia jest taka grzeczna. Po „fuj” puszcza zaraz znalezisko i patrzy co dostanie. Mała szybko załapała, że posłuchanie się skutkuje natychmiastową nagrodą w postaci pysznego smakołyka do mordki.
15.12.2005
Zrobiłyśmy sobie ciekawą wycieczkę – odwiedziłyśmy SZKOLE! Beti nie ma żadnych zahamowań do ludzi, kocha cały świat i w szkole też jej się podobało. Fajne były Panie, bo tak się zachwycały szczeniaczkiem, fajne były Dzieciaki bo mają buźki na dużo lepszej wysokości niż dorośli. Betinka wycałowała wszystkich, podbiła serca , ani razu nie zrobiła siusiu (no raz ze szczęścia;). W klasie położyła się koło dziecka i odpoczywała na zmianę z rozdawaniem buziaków i z braniem jedzenia od dzieci. Nie przejęła się trzaskaniem krzeseł, ani wbijaniem gwoździ. Jej swoboda była tak oczywista, jakby szkoła była jej naturalnym środowiskiem. No cóż, może chce zostać nauczycielką…
16.12.2005
Piątkowy wyjazd zamienił się w piątkowe odśnieżanie… Poznań zasypało i nie było mowy o wyruszeniu w trasę. Ale był też jeden plus – tony śniegu i możliwość długiego spaceru :))) Poszłyśmy więc na ten nieoczekiwanie dłuuugi spacer i było wspaniale! Zimowe popołudnie to idealny czas na przytulanki, Beti była tak rozkosznie zmęczona i rozespana. Przyzwyczajam Betinkę do sytuacji w której ręka czy głowa człowieka leży na niej, to bardzo miło wtulić się w pieska – często tak odpoczywamy z Amberkiem.
17-18.12.2005
W sobotę wypogodziło się i pojechaliśmy… Ten wyjazd to głównie masa nowych szczeniaków – Beti na przerwach szalała ze starymi znajomymi i bardzo ostrożnie nawiązywała nowe psie przyjaźnie. Nasz bydgoski kurs powoli zamienia się w psie przedszkole. Szczeniaki od 6 tyg do prawie 10 mies, wielu ras i kolorów: Labrador, Golden, Flat, Husky, Cavalier… Stara ekipa zna się już dobrze i od pierwszej chwili zaczyna harce, przybyły jednak następny Labrador i Flat. Do nowych Beti początkowo miała duży dystans, po kilku godzinach zajęć były już wspólne gonitwy i „zagryzania”. Najlepiej Betinka dogaduje się z pobratymcem – z Huskym, ale niesamowite jest że z każdym psem bawi się trochę inaczej, tak jakby dostosowywała się do jego poziomu i jego zabaw. Z Huskym to ciągłe zagryzanie, z Cavalierką – dzikie gonitwy i fikołki jedna przez drugą, z Labkową – delikatne podgryzania, wąchanie, buziaczki i wylizywanie.
Fajne jest też to, że Beti uczy się, że z tymi samymi psmi może siedzieć spokojnie na sali i spać, a na przerwach biegać. Między zabawami troszkę ćwiczymy, przy nauce zostawania zaczynam się powoli odwracać bokiem do Beti. Na przerwach Beti nie ma czasu na jedzenie, karmię ją więc na zajęciach, przy okazji wykorzystując to do nauki skupiania uwagi, czyli dostaje kulki jak patrzy mi w oczy. To ćwiczenie bardzo ją wycisza, no i jest idealne na wykładach bo nie muszę nic do niej mówić. Drugie ćwiczenie które robimy to wskazywanie kolana. Na komendę „kolanko” Beti przykłada nos do mojego kolana. Bardzo łatwe do opanowania bo bazuje na naturalnym odruchu psa do „popędzania” nas do dania jedzenia. Inaczej mówiąc do wymuszania. Beti nauczyła się tego błyskawicznie!
Wieczorem u Rodziny Betinka zbierała same pochwały: że już taka spokojna się zrobiła, że już tyle rozumie, słucha i patrzy, czyli łatwiej nawiązać kontakt; że nie prosi przy stole, że nie siusia co 5 sekund na dywan itd
19.12.2005
Beti ma trzy miesiące! Taka maleńka a tyle już mamy wspólnych przeżyć!
Moje wilcy zaczęły na siebie nieco źle działać. Amberkowi włączył się bardzo mocno odruch obrony małej przed innymi psami, Beti natomiast we wszystkim go naśladuje i uczy się nieufności do psów. Dlatego od dzisiaj wszystkie spacery robimy osobno. Amber zachowuje się wtedy normalniej, Beti myślę że przełamie opory do nawiązywania kontaktów, a ja… mam więcej ruchu na powietrzu przez podwójne spacerki…
Na spacerze Betinka przynosiła mi rzucane kije. Dokładnie tak jak z piłką w domu, tylko że dużo szybciej poszło z kijami, widocznie Mała już wie o co chodzi.
Dzisiaj uczyłyśmy się najbardziej psiej komendy „daj łapę”. Oj ciężko było na początku… Zaczęłyśmy przed kolacją, żeby chęć współpracy była większa W ruch poszła karma – a tu nic – Beti kładła się i ani myślała się wysilać i kombinować jak zasłużyć na kulki. Ok, rozumiem, nie warto… Następna próba z pachnącym boczkiem – znowu nic! Widocznie Mała rozmarzyła się o kolacji. Wzięłam Beti na dół do pokoju, udaję że szykujemy się spać, w końcu kolejna próba z aromatyczną wędliną… Beti już nie czekała dłużej, zaczęła kombinować o co chodzi i… po kilku minutach już wiedziała co i jak! Za jakiś czas powtórka – Beti już pamiętała! Poszłyśmy na wyczekaną kolację… obie bardzo zadowolone.
20.12.2005
Jeden dzień i już Amber wrócił do normy. Wyraźnie mu lepiej gdy spacerujemy sami, więc na wspólne zabawy zostaje dom i ogród.
Pieski pomagały mi przy pieczeniu piernika. A szczególnie przy zmywaniu naczyń… Beti jest taka malutka, cichutka, ale zawsze wykołuje tak Amberka, że na swoje wyjdzie! Testowałam np czy lubią kurczaka surowego. Beti wiadomo – lubi wszystko, a Amber przy niej też dostał niezły apetyt. Beti dostała kawałek a Amber całą szyjkę kurzą, wielką i surową. Chwycił chętnie i pewnie BY LUBIŁ ale nie zdążył. Beti wyrwała mu z pyska i połknęła w całości!!! Mam nadzieję że nic jej nie będzie…
21.12.2005
Na spacerach szukamy kontaktu z psami, każde napotkane 4 łapy są najpierw obszczekane a potem w zależności od wieku i temperamentu: obwąchane, wybiegane lub zagryzane. Betinka bawiła się dziś w wybieganie i zagryzanie półrocznego Spanielka. Piesek był tym zachwycony, skakał i szalał, niestety jego pani była z lekka przestraszona takimi zabawami. Nie pozwalała Betince kłaść Spaniela na plecach i zagryzać żeby „Nie uczył się takiej poddańczej pozycji bo będzie się bał”! Szok! Moja 3-mies. sunia jako postrach Poznania! No tak ale Spanielek z tych co to zawsze na smyczy, bo „On nie przychodzi jak go wołam”.
22.12.2005
Spróbowaliśmy już dzisiaj wspólnego spaceru i… bingo! Spotkany piesek został przez Amberka zignorowany (faktem jest że był mały), a Beti tęsknie patrzyła, bo to jeden z jej ukochanych.
Całkiem nieźle idzie nam nauka zostawania w domu. Betinka spędziła dzisiaj sama kilka godzin, a po naszym powrocie spała i nie wyglądała na zrozpaczoną. Mogłabym oczywiście zostawiać jej Amberka do towarzystwa, wolę jednak by nauczyła się zostawania naprawdę sama.
23.12.2005
Nasze życie jest teraz pełne zapachów kuchennych, Beti uczy się pilnie wypieku ciast, robienia sałatek itp. Trochę pomaga w sprzątaniu i właściwie na nic już nie ma więcej czasu…
Jutro jedziemy w lasy dalekie… oj wybiegają się piesy!
24.12.2005
Urwaliśmy się z miasta! Wieczór Wigilijny spędzamy w małym domku, z kominkiem, wielką pachnącą lasem choinką i wszechogarniającą, wspaniałą CISZĄ! Pieski czują świąteczną atmosferę, są podekscytowane i zadowolone. Pod choinką znajdują wielkie kości i inne psie smakołyki. Wieczorny spacer w ciemnościach jest najciekawszym punktem dnia;)
25.12.2005
Beti poznaje wielką wodę! Nie ma ochoty na kąpiel ale jest zaintrygowana widokiem jeziora. Ogólne psie szaleństwo – widać jakie już były stęsknione biegania! Betinka zachowuje się jak papuga, we wszystkim naśladuje starsze psy, chodzi dokładnie tymi samymi drogami, bada te miejsca co one, nawet pije z tych samych kałuż… Amber pokazuje Beti nowe ciekawe miejsca, Mała skacze mu po głowie i zaczepia go, razem noszą kije i kopią dołki. Nabiegała się maleńka za wszystkie czasy! Jak zawsze na spacerze trochę ćwiczymy, przywołanie w nowym miejscu to nie problem jeśli ma się ze sobą kurczaka! Można sunię odwołać nawet od stada kaczek.
Wieczorem szok – Beti nie chce wychodzić z domu – spacerków dość na dzisiaj! Pierwszy raz nie mogę suni wyciągnąć z domu, myśli już tylko o jedzeniu i spaniu.
26.12.2005
Beti zwiedziła śliczne miasteczko Brodnica na Pomorzu. Poznała tam młodszą koleżankę ON-ka, pobawiła się z dziećmi, pozaczepiała przechodniów i nawet zimno jej nie przeszkadzało. Miasto nie robiło na niej żadnego wrażenia, jednak była zafascynowana zapachami ścian domów, słupów itp. Godzina chodzenia po miasteczku i półtorej godziny biegania po lesie wykańcza mi sunię i Betinka znika z naszego życia na resztę dnia. Ale jak cudnie gonili się z Amberkiem! Amber jak jeleń: dumnie i dostojnie, a Beti za nim jak mały zajączek: w podskokach i fikołkach. Do domu wracam z suczką śpiącą na kolanach – jak to fajnie że jeszcze jest taka malutka!
27.12.2005
Po tych pierwszych mini wakacjach Betinka zaczęła mniej załatwiać się w domu, potrafi trochę wytrzymać – oby tak dalej!
Betinka jest teraz w tym fajnym wieku kiedy już rozumie pewne rzeczy a jeszcze nie kombinuje jak je ominąć. Jest bardzo posłuszna, trzyma się blisko na spacerach, właściwie ostatnio to mogę z nią chodzić zupełnie bez smyczy, cały czas na ulicy jest przy nodze lub w pobliżu a w lesie biega przodem albo też chce „chodzić przy nodze” czyli dostawać jedzonko za ładne chodzenie. Dzisiaj musiałam ją prawie wyganiać do zabawy, bo cały spacer trzymała się nogi i patrzyła co dobrego dostanie! Wie też że po smakołyki zagląda się w oczy a nie w rękę. Niestety ten wiek minie i wiem że przyjdzie czas, że Beti będzie kombinować…
Poćwiczyłyśmy trochę więcej dzisiaj. Zaczynam wprowadzać odchodzenie z obrotem tyłem do psa, dotychczas cofałam się tak by widziała mnie z przodu. Dokładamy też dwie nowe komendy: wskazywanie ręki i szczekanie. „Rękę” uczę podobnie jak „kolanko” czyli wykorzystuję popędzanie nas do dania smakołyka tylko że teraz jej nosek ma lądować na mojej dłoni. Szczekanie – podobnie. Najlepiej uczy mi się tego wieczorem kiedy Beti dostaje najsmaczniejszy gotowany posiłek i aż się cała do niego trzęsie. Trzymam miskę wysoko nad nią i zachęcam ją by coś robiła, w końcu Mała z niecierpliwości szczeknie i wtedy momentalnie część jedzenia ląduje w jej mordce. Po drugim, trzecim razie idzie już łatwo – najpierw komenda, potem gest i Betinka szczeka :))) Oczywiście jeszcze tego nie rozumie ani nie umie ale początek już jest.
28-29.12.2005
Okazało się że szczekanie jest dla Beti najłatwiejszą komendą! Nauczyła się od pierwszego razu i teraz szczeka na komendę nawet bez „motywatora” czyli jedzonka! Podobnie jest z dawaniem łapki – wszystkim ją teraz wciska, nie można się opędzić… spodobało się małej.
Ostatnie dwa dni Beti jest dziwnie spokojna – jestem zaniepokojona. Czy to dlatego że całymi dniami siedzimy w pracy i Betinka umiera z nudów, czy też dlatego że wymienia ząbki i czuje się nieswojo? Nie wiem, ale dużo śpi i mało rozrabia – może to jednak nie Wilczak?
Styczeń czyli wyjazdy i goście
Nowy Rok
Sylwestrowo – noworoczne szaleństwo mija – dla Betinki bez żadnych specjalnych wrażeń. Całego Sylwestra przespała słodko, ani jeden huk jej nie przeszkodził! Amber też nie przejął się zbytnio – kilka razy zrobił obchód domu i z powrotem poszedł spać :)))
Poznałam Beti z naszą grupą Obediencową – była oszołomiona taką ilością psów na raz, w końcu wybrała najmłodszego kolegę: 3-mies ON-ka, do wspólnej zabawy.
Beti nadal jest jakaś dziwnie wyciszona, do tego Amber chodzi zatruty i bez humoru więc mamy trochę smętnie. Mam nadzieję że Nowy Rok przyniesie nam siłę i entuzjazm.
05.01.2006
Spokój nie jest stanem naturalnym u Wilczaków, szczególnie u młodych więc długo nie trwało i choroba się ujawniła…
Jesteśmy już prawie po, wracamy powoli do brykania i nauki. Trochę przyhamowałam tempo bo Betince zaczęły się mieszać niektóre podobne komendy, ale ma też swoje ulubione. Absolutnym hitem jest szczekanie. Beti robi to szybciej i chętniej niż Amber (bo on musi najpierw pomyśleć, potem się rozkręcić i dopiero szczeka ;). Przy Amberku Beti nauczyła się właściwie sama komendy „hopsa”, czyli wyskoku w górę, która jest naszą ulubioną, jednak staram się jej nie nadużywać by nie obciążać stawów Betinki.
Beti jest bardzo wrażliwa. Praktycznie zupełnie zrezygnowałam z karcenia jej: raz że Beti nie daje mi powodów, dwa że nawet ostre słowo jest dla niej „wielką karą”, bardzo się przejmuje i łatwo ją zniechęcić. Wystarczy spojrzenie czy stanowcze „nie wolno”, „fuj” itp. Betinka ma bardzo miły charakter, nie jest uparta, właściwie zawsze się dogadujemy od razu. Cała Rodzina jest pod wrażeniem, bo mają jeszcze w pamięci małego Amberka, który dawał nam czasem popalić. A z Betinką nie ma właściwie żadnego kłopotu… mogłabym mieć jeszcze z pięć takich grzecznych suczek ;)))
Podstawą w kontaktach z Wilczakiem jest unikać sytuacji konfliktowych . Po co psa karcić, po co się przepychać czy siłować, lepiej nie dopuszczać do tworzenia konfliktu. Wilczak prędzej czy później na przemoc odpowie nam agresją i przemocą, a wtedy już nie jest miło… W takiej konfrontacji zawsze tracimy, jeśli „przegramy” okazujemy słabość, jeśli „wygramy” tracimy zaufanie psa. Nie myślę oczywiście o tzw. wychowaniu „bezstresowym”, jeśli pies zabiera się za niszczenie czegoś, jeśli kradnie jedzenie itp. musimy zareagować, ale musi to być reakcja błyskawiczna (w tym momencie co pies robi) i musi trwać moment. Nie zostawiamy mu czasu na odpowiedź, zaskakujemy go i po sprawie.
06-08.01.2006
Jak każdy weekend w Bydgoszczy tak i ten obfitował w nowe doświadczenia, był ciekawy, pożyteczny i… fantastyczny! Stałym punktem są kontakty z wieloma psami na zajęciach, przeważnie są też jakieś nowe psy, ćwiczymy więc socjalizację i bawimy się do upadłego. Tym razem towarzyszami zabaw były głównie Labradory, będzie to chyba Betinki ukochana rasa.
Odwiedziliśmy z grupą internat dla dzieci Niewidomych, Beti poznała dzieci i ich otoczenie. Cieszę się, że tak naturalnie odbiera przebywanie w pomieszczeniach szkolnych! Zabieram ją do łazienek, wszędzie gdzie się da, by jak najwięcej poznała. Czasami zostaje w sali beze mnie i też dobrze się czuje. Przy dziecku Beti swobodnie się położyła, pozwoliła obmacać sobie łapy i brzuch (a dziecko nie było super delikatne), jadła z rączki dziecka, słowem – pierwszy kontakt wypadł doskonale!
U Rodziny – szaleństwo całkowite! Oprócz już rytualnego karmienia piesków, było szkolenie – dzieci dawały Amberkowi i Beti komendy a te prześcigały się który szybciej zrobi. Po jedzeniu chwila wyciszenia – czesanie psów. Dzieciaki dostały szczotkę, pieski komendę „waruj” i zaczęła się toaleta wieczorna. Beti jako najmłodsza poszła potem spać a Amber z Grzesiem i z Tomkiem rozegrali Wielki Mecz Piłki Nożnej ;)))
Najciekawsze rzeczy działy się w niedzielę. Odwiedziłyśmy BAST – siostrę Betinki mieszkającą w Bydgoszczy! Dziewczyny szybko się dogadały, a jak zaczęły się bawić, to już nie chciały się rozstać… Ile było kulania, zagryzania, zabaw w gonito, w chowanego… Czasem gdy było za „ostro” wpadał między nie Amber i doprowadzał do porządku… na kilka sekund. Dziękujemy Ani i Bast za piękny zimowy spacer, mam nadzieję, że niedługo znowu się zobaczymy!
09-10.01.2006
Czasu na pisanie coraz mniej a Wilczaków w Jantarowej coraz więcej 😉 Beti ma wreszcie kumpla do zabaw – Amonek przyjechał do nas na ferie zimowe :))) Trochę ten kumpel wyrośnięty (w wieku 7 mies. ma wzrost Amberka i taką samą wagę!) ale psychicznie to ten sam poziom co Beti. Zabawy na ogrodzie są szalone, a mini szkolenia… potrójne. Beti jest w siódmym niebie!
13.01.2006
No i zakochała się panna! Nie dziwię się – taki przystojniak w domu! Amon jest absolutnym hitem dla Beti, razem biegają, bawią się i dokazują. Gdy przeginają – wkracza Amber, uspokaja towarzystwo i przypomina o dobrych manierach. Widać teraz jaki już jest dojrzały i jak fantastycznie prowadzi stado. Beti tylko lawiruje między łapami dwóch dryblasów i kokietuje ich kręcąc tyłeczkiem.
Nie zaniedbujemy jednak najważniejszego – socjalizacji Betinki. Po zmęczeniu, wybieganiu „panów” robimy sobie z sunią wycieczki. Wczoraj zwiedzałyśmy centrum Poznania. Początkowo liczyły się tylko nowe zapachy, aby się skupić poćwiczyłyśmy trochę na przystanku (tramwaje Beti nie ruszają), a wracałyśmy już na pięknym kontakcie wzrokowym, z sunią przyklejoną do nogi.
Wreszcie jakiś weekend w domu – nadrabiamy więc zaległości towarzyskie i odwiedzamy znajome pieski, tzn znajomych z pieskami. Dzisiaj odwiedziłyśmy młodą Labradorkę Ciacho – doskonałą terapeutkę dzieci i wielką przyjaciółkę Betinki. Był też jeden „duży pies północy” dodatkowo. Z dużym oswajanie zabrało nam trochę czasu ale zabawy z Ciachem były boskie.
14-15.01.2006
Powróciłyśmy do przedszkola. Beti jest ciągle maleńkim szczeniaczkiem, bardzo słodkim i kochanym – ale jednak głupiutkim szczeniaczkiem. Razem z nami „przedszkoli” się też Amonek. Jest doskonałym rozpraszaczem uwagi Beti. Pan treser bardzo Betinkę chwalił, widzi jej postępy i stawia przed nami nowe zadania. Próbowaliśmy zostawania z ukryciem się przewodnika – Beti mnie zaskoczyła – pięknie wytrzymała na waruj moją nieobecność!
Wieczorami chodzimy w gości lub gości przyjmujemy. W niedzielę Beti dzielnie stawiła czoła dwóm Goldenom, porwała im piłeczkę i próbowała namówić na wspólną zabawę. Skończyło się na wspólnym zajęciu strategicznych pozycji pod stołem…
16.01.2006
Trzy Wilczaki to już małe stado, ale znowu nie pasuje do wspólnych zabaw. Najczęściej dwa się „zagryzają”, gonią i biegają a trzeci patrzy jak sierotka… Ale mają przecież jeszcze mnie! Pobawiliśmy się we czworo piłką – kapitalny widok – trzy pędzące za małą piłeczką, potem próbowałam zabawy z każdym osobno. Amber wiadomo – na ogrodzie za piłką szaleje, Beti jeszcze nie bardzo jak ma coś ciekawszego, ale Amon! To po prostu diabeł na piłkę zwariowany zupełnie! Nie wiem czy bawił się wcześniej ale przeszedł moje najśmielsze oczekiwania – wisiał na piłce jak przyklejony, innych psów nie widział. Ta pasja do piłki, energia i nadpobudliwość godna dobermana plus jego wieczny głód to niesamowity potencjał!
17.01.2006
Beti ma prawie 4 miesiące – powoli kończy się wiek szczeniaczka zależnego od stada i zaczyna się pojawiać niezależność. Pierwszy sygnał to nawrót „głuchoty wybiórczej”. Oczywiście pojawia się zwykle przy przywołaniu… Wracamy więc do pracy na lince i nie unikamy takich sytuacji, wręcz przeciwnie. Warto ten moment rozsądnie przetrwać, nie dać się ponieść emocjom i spokojnie egzekwować przychodzenie. Jeśli dobrze to rozegramy – głupi wiek minie i pies znowu będzie przychodził bez problemu.
Ja robię to tak, że w momentach gdy napotykamy psy Beti biega z długą linką. Nie trzymam jej na lince, tylko mała ciągnie ją za sobą. Daję jej czas na zabawę i wołam. Jeśli nie reaguje, nie jest problemem złapać długą 10 m linkę i lekko ją pociągając znowu zawołać. Zwykle to wystarczy, pies czuje wtedy że mimo odległości nie ma pełnej swobody i przychodzi. Jeśli jednak nadal nas ignoruje skracamy linkę i powtarzamy wszystko to samo.
Betinka zaczyna mieć już swoje zdanie w pewnych sprawach – potrafi naburczeć na Amonka a nawet, o zgrozo, na Astera! Tylko Amber jest jeszcze guru niepodważalnym.
22.01.2006
Pierwszy mały kryzys za nami! Sunia jest znowu grzeczna i cichutka. Oczywiście jak mam ją na oku. Dwa, trzy spacery i linka jest niepotrzebna.
Nasze ćwiczenia staram się robić w każdych warunkach – przy bawiących się dzieciach, przy biegających obok psach, w szkolnej sali i przy torze saneczkowym. Poznań zamarza jak i cała Polska więc za dużo na spacerach ćwiczyć się nie da. Troszkę jednak pracujemy – Betinka potrafi zmieniać pozycję z siad na waruj z odległości metra i nawet nie kombinuje żeby się przesuwać! Pracujemy też nad przychodzeniem do nogi (bo „do mnie” już opanowane). Zaczęłyśmy pierwsze kroki do pokonywania przeszkody. Na razie jako Bardzo Mała Suczka Betinka nie powinna skakać, ćwiczymy więc tylko przez leżące drzewa. Chodzi o skojarzenie samej komendy, o przeskok tam i z powrotem. Coraz lepiej wychodzi nam zostawanie. Jednak aport bardzo zaniedbałyśmy… kuleje na całej linii 🙁
Z życia towarzyskiego Beti – na ostatnim treningu Obedience mróz wyeliminował prawie całą grupę – Beti miała okazję zaprzyjaźnić się lepiej tylko z naszą czołówką – Azirem i Dreksem. Azirek ma już wprawę jako wilczakowa niania więc i tym razem rozkręcił Betinkę szybko.
Na co dzień „zagryzamy” Amonka i na nim ćwiczymy sztuki walk. Amber spoważniał i nie daje się sprowokować…
24.01.2006
Codziennie, często kilka razy dziennie ćwiczymy wszystkie dotychczas poznane sztuczki. Wystarczy trochę smakołyków i dosłownie minutka czasu, a właściwie dla Beti może nawet być sucha karma, też chętnie za nią kombinuje :)))
Wprowadzam następne dwie sztuczki: pokazywanie nosem brzucha człowieka i otwieranie szafki. Z pierwszym to proste, lecimy tak samo jak z „ręką” czy „kolankiem”. Dużo trudniej jest z szafką. Oczywiście wielu uśmiechnie się – Wilczak i bez nauki doskonale otwiera szafy! – jednak ja chcę nauczyć Betinkę by robiła to na komendę. Jest to ćwiczenie złożone i nie wiem ile czasu nam zajmie jego opanowanie ale zaczynamy. Przy sztuczkach pracuję z klikerem, bardzo ułatwia nam szybkie zrozumienie się.
Zaczynam od przymocowania do rączki szafki na poziomie psiego pyska kawałka linki, smyczy i od pokazania Beti, że coś ciekawego-pysznego chowam do środka szafy. I potem sobie siadam i czekam. Beti robi cały zestaw ćwiczeń i sztuczek i czeka na nagrodę. Nagradzam najpierw każde odwrócenie głowy w stronę szafki, potem każde dotknięcie szafki pyskiem, później każde dotknięcie linki pyskiem. I na tym etapie na razie jesteśmy. Ciągle zadziwia mnie inteligencja i pamięć Wilczaków – po jednej „sesji”, następnego dnia, Beti bezbłędnie zaczyna z poziomu na którym skończyłyśmy! Wystarczy że usiądę koło szafki już tryka noskiem w linkę!!!
29.01.2006
Bydgoszcz staje się powoli naszym drugim domem. Mamy tam „synka” (Amberkowego) i „siostrzyczkę” (Betinki) czyli można robić rodzinne spotkania, I robimy! Ale o tym później…
Wyjazdy dają mi możliwość wprowadzania elementów wychowania które potrzebuję, a sama nie mam szans zrobić.
Myślę o dwóch sprawach. Zostawanie Betinki z obcymi osobami – ćwiczymy to (a właściwie samo się ćwiczy) za każdym razem. Myślę tu o zostawaniu w pełnym relaksie, w zabawie – to jest całkiem naturalne, ale i o zostawaniu kiedy „nic się nie dzieje” a pańcia sobie idzie i sunia to widzi.
Druga rzecz to ćwiczenie na polecenie obcych osób – dość trudne zadanie i całkowicie zaniedbane z Amberkiem. Teraz, przebywając co parę tygodni z tyloma „psiarzami”, nie mam najmniejszych problemów by znaleźć chętnych do szkolenia małej. I wychodzi to nieźle! Wczoraj Beti popisała się całym kompletem nauczonych sztuczek, zrobiła poprawnie nawet tą świeżo poznaną – pokazywanie brzucha człowieka nosem…
Betinka od początku była bardzo spokojna na wyjazdach. Ma też oczywiście czas na szaleństwa z psami ale generalnie na każdym kroku pracuję nad wyciszaniem jej i skupianiem uwagi. I obserwuję to co u Amberka, jeśli jest czas na zabawę – to szalejemy do upadłego, ale jeśli trzeba się skupić to nie ma z tym problemu, jeśli ma być spokój to idziemy spać i już!
Po trzech dniach spania na wykładach 😉 pojechałyśmy odwiedzić Bastę (siostrę Beti). Tym razem panny poznały się od razu i od razu przystąpiły do konkretów, czyli do zagryzania, a na spacerze do biegania. W ogóle nie zwracały uwagi na Amberka, który na zmianę to je pilnował, rozdzielał albo zaczepiał. Były wyraźnie szczęśliwe! Oj lubimy te wspólne spacerki wilczakowe!
Po wspólnych prawie trzech miesiącach wiem, że w Betince nie ma wiele z dotychczasowej tytułowej „złośnicy”, zmieniam więc tytuł i przesłanie naszych notatek (poprzedni tytuł to: Poskromienie Złośnicy).
31.01.2006
Próbujemy nadal dobrać się do szafki. Po 3-4 sesjach mamy już pewien postęp, Beti chwyta linkę w ząbki i lekko pociąga! Próbowałam też to ćwiczenie w innych warunkach i podobnie Beti rozpoznaje sytuację. Kombinuje co zrobić by dostać smakołyki.
Luty czyli początek pracy
01.02.2006
Zaczynamy zapoznawać się ze Szkołą i z panującymi tam prawami. Betinka z dziećmi czuje się swobodnie i chętnie pozwala się karmić, prowadzić, dotykać, dawać łapę itp. Asystujemy na zajęciach u starszego kolegi Goldena i… uczymy się. Zwykle zaczyna się trochę później, około pół roku, ja myślę jednak że im szybciej tym lepiej, byle nie za dużo. Przebywanie z dziećmi, zwłaszcza chorymi, jest dla psa wyjątkowo męczące, widziałam po Betince – już po 20 min zaczęła dawać sygnały, że jest zmęczona, a chwilę później sama ułożyła się do spania. Za miesiąc, po feriach zaczynamy odwiedzać dzieci już regularnie – dwa razy w tygodniu. Przebywając z dziećmi widać co jest potrzebne i co dzieci lubią – siadanie, podawanie łapki – trudne jeśli dzieci mówią niewyraźnie i ruchy nie są skoordynowane. Takie zachowania trzeba więc wyuczyć aż do przesady – i nad tym będziemy pracować.
03.02.2006
Im więcej ćwiczymy tym szybciej Beti się uczy. Czasem wystarczy parę minut by załapała o co chodzi. Dzisiaj próbowałyśmy dwie rzeczy: czekanie na komendę „jedz” przed pełną miską i podawanie pustej miski. Czekanie poszło zadziwiająco łatwo – ale też sposób nauki był „ściągnięty” od koleżanki i sprawdzony.
Dotychczas kilka razy próbowałam nauczyć tego Betinkę tym sposobem co Amberka – komenda „waruj” lub „siad” i jeśli się podnosiła to „nie”. Jednak Beti jest zupełnie inna niż Amberek i trzeba sposoby szkolenia do niej dobierać delikatniejsze. Przy tamtym sposobie zniechęcała się szybko i nie wiedziała co jest grane. Patrząc na to teraz odbieram to jako szkolenie negatywne, nauka przez „niepozwolenie” na wykonanie czegoś. A tego Beti nie lubi w nauce.
Nowy sposób jest prosty, bardziej czytelny dla psa i… pozytywny. Nagradzam jeśli robi to co chcę. Trzymam miskę w górze, daję komendę „siad” i nagradzam (łatwiej z klikaniem). Opuszczam miskę, jeśli mała wstaje podnoszę miskę, sadzam Beti i nagradzam. Za każdym razem kiedy Beti podnosi się, miska jedzie do góry, gdy mała usiądzie – nagroda i miska na dół. Dosłownie w przeciągu minuty Betinka opanowała w minimalnym zakresie całe ćwiczenie!
A nie było łatwo bo Beti jest zwariowana na punkcie jedzenia i do tego miskę wykorzystywałam na początku do innego ćwiczenia, do nauki szczekania.
Podawanie miski jest bardziej skomplikowane, rozłożymy to na więcej sesji. I tak już coś Beti umie – w jeden dzień nauczyła się chwytać miskę zębami.
Betinka miała dzisiaj terapię szokową – odwiedziłyśmy znajomych z wielkim, puchatym malamutem, który w dodatku nie chciał się od Beti odczepić. Mała broniła się dzielnie! Próbowała wytłumaczyć mu różnymi sposobami że nie chce się z nim bawić ale to był jeden z tych facetów, do których żadne argumenty nie trafiają. Skończyło się na wspólnym skupianiu uwagi i jedzeniu smakołyków.
05.02.2006
Weekend zaczęłyśmy porządnym treningiem pomimo zimna i wiatru. Chodzenie przy nodze – zazwyczaj Beti idzie wpatrzona totalnie, tu rozproszenie ćwiczącymi psami było duże i nad koncentracją musiałyśmy popracować. Ucieszyła mnie reakcja na rzucanie kijem – Betinka bez problemu go przynosiła, chociaż dość dawno już nie bawiłyśmy się tak! Poznałyśmy nowego kolegę i Beti wreszcie miała chętnego do wybiegania się na maksa! Przy okazji (piesek też młody) uczyłyśmy nasze psiaki odwołania od zabawy.
Wieczorem ruszyłyśmy znowu w gości (wyraźnie nadrabiam towarzyskie zaległości;) Beti poznała pierwsze w życiu małe zwierzątko (oprócz kotów w domu) – małą koszatniczkę. Obie były sobą bardzo zdziwione, Beti nie napastowała jej i szybko dała jej spokój. W ogóle psuła opinię porządnym Wilczakom – spokojnie leżała, dawała się głaskać, w końcu odwróciła się brzuchem do góry i poszła spać. Nauczyła się pewnie od Amberka, że w gościach trzeba się dobrze maskować 😉
Słoneczna mroźna niedziela to przede wszystkim kilkugodzinny spacer. Całą wilczakową trójcą łaziliśmy i cieszyliśmy się pięknem lasu. Amber przeważnie przeciera szlak, a „dzieciaki” szaleją dookoła, ja oczywiście sunę na końcu. Co chwilę mam którąś mordkę koło siebie – przypomina mi, że czas na smakołyka, dlatego na spacer kieszenie mam wypchane do ziemi. Na przywołanie najlepiej reagują głodomory, czyli „młodzież”, Amber czeka czy wołałam serio czy „tak sobie”. No i (typowe wyuczone zachowanie) rozgląda się najpierw co jest w zasięgu wzroku, bo skoro wołam to może gdzieś dzieje się coś ciekawszego? Na szczęście zawsze przychodzi, nawet jeśli jest to odwołanie od psów. Z jednym wyjątkiem – nie przepuści znajomym suczkom – ale to mu wybaczam.
Betinka po spacerku nie chciała już nic tylko zjeść i spać dłuuugo. Wieczorem sunię pięknie wyczesałam, takie długie włoski już ma na szyi! W końcu za tydzień egzamin przed Ewą – hodowczynią Betinki – no i pierwsze spotkanie ze światem wystaw. Będziemy na wystawie Walentynkowej w Bydgoszczy, Amberek pobiega po ringu a Beti pierwszy raz wystąpi oficjalnie jako pies z Fundacji „właśnie tak!” Planuję pojeździć z Betinką trochę po mniejszych wystawach, głównie w okolicy, by obeznała się z klimatem wystawowym i żeby socjalizować ją z psami.
07.02.2006
Wreszcie mam coś co Betinka przynosi z pasją! Tanie i łatwo dostępne – to zwykłe szyszki! Beti zwariowała na punkcie szyszek :))) Jak szalona pędzi za nimi i co najważniejsze – przynosi! Staram się by podawała mi zawsze do ręki, jeśli puści – nie ma nagrody – biegnie jeszcze raz.
Udało mi się odwołać Beti od biegnącego kota! Mały sukcesik ale miły.
Dzisiaj Amber uczył Betinkę podawania miski na komendę. Całkiem fajny z niego pomocnik. Byłyśmy na etapie chwytania zębami, teraz już krok dalej – Beti zaczyna lekko podnosić paszczę z miską. Oczywiście trzeba było się postarać, żeby jak najmniej smakołyków wylądowało w brzuchu Amberka…
Od mniej więcej tygodnia Beti zupełnie zaakceptowała samotne zostawanie w domu, w klatce. Więcej też śpi w klatce w ciągu dnia gdy jestem w pracy, w ten sposób trochę lżej ma Babcia. Dotychczas gdy była z Babcią sporo marudziła gdy ją Babcia zamykała (niestety zostawić małej rozrabiaki nie można na chwilę bo już kombinuje;), a gdy zostawała sama w domu to czasami najpierw była rozpacz, jednak po powrocie spała słodko. Było oczywiście już całkiem nieźle, ale nie to co bym chciała – żeby mała czuła się sama w miarę komfortowo.
Sposób znalazł się całkiem przypadkiem – Rodzina zbuntowała się i kazała mi wyrzucić klatkę z salonu, powędrowała więc do korytarza – i od tej chwili Betinka zaakceptowała klatkę ostatecznie. Teraz płacz jest już tylko jeśli wychodzę z innym psem…
08.02.2006
Kolejny dzień w Szkole. Masę różnych doświadczeń dla małej suni: czesanie, karmienie, wspólne leżenie, prowadzenie na smyczy i wszelkiego rodzaju dotykanie i głaskanie – a wszystko to robiły oczywiście dzieci.
Przy większej grupie trudno jest psu skupić uwagę na konkretnym dziecku – dzieciaki wydają masę poleceń i to często sprzecznych. Jednak potwierdza się ponownie – podstawa to „łapa” :))) Zabrałam na zajęcia ukochane Betinki szyszki i dzieci miały świetną zabawę rzucając je, a Beti przynosząc.
Na spacerze ohyda – mokro, śnieg topnieje – jednak moja wataha szaleje też w wodzie. Wrażenie jest niesamowite gdy takie stadko pędzi i zabawia się, jednak trzeba mieć cały czas oczy naokoło głowy, bo jak coś zobaczą i polecą… Cały czas trzeba być czujnym i zawsze widzieć wcześniej. Można też oczywiście obserwować stado, zawsze jest ten moment przed „startem” kiedy pies wypatruje i wtedy najłatwiej go powstrzymać. Co prawda jeszcze ani razu mi nie poleciały nigdzie ale wyobrażam sobie co ktoś by czuł (człowiek czy pies) gdyby dopadło go takie stado :)))
12.02.2006
Ostatnie dni z Amonkiem to psi karnawał: zabawy, szaleństwa, gonitwy i wspaniałe porozumienie. Zżył się z nami „chłopak” i żal się rozstawać, ale trzeba… Myślę że niedługo się spotkamy i może razem pojeździmy po wystawach.
Pierwszy kontakt Betinki z wystawą mamy już za sobą! Pojechaliśmy całym stadkiem na Walentynki do Bydgoszczy. Bardzo nam ta Bydgoszcz bliska w tym roku, nie możemy się rozstać. Amon i Amber biegali w ringu a Beti się przyglądała. Byłam bardzo ciekawa reakcji Beti na nowe otoczenie i nie zawiodłam się! Beti była początkowo zdziwiona taką ilością psów w jednym miejscu ale właściwie to nie miała czasu na przemyślenia. Została „zwrócona” tymczasowo Hodowczyni 😉 a ja musiałam zająć się wystawianiem „panów”. Dzięki pomocy kilku osób (bardzo, bardzo dziękuję!) udało się to zrobić bez problemu, a Betinka w tym czasie odnawiała znajomość z warszawską ekipą czyli z tatą Clifem i siostrami-królikami.
Po ocenie poszliśmy na wspólne zdjęcia. Oj było ustawiania! Dziewięć Wilczaków! Były sesje z tatą, z siostrzyczkami i całej gromadki. Siostry trochę na siebie burczały ale zdjęcia mamy piękne.
Krótko zwiedziliśmy hale – warunki ekstremalne – dziesiątki psów i tłum ludzi totalny. Okazało się, że nie robi to na Betince wrażenia, dzielnie przepychała się przez tłum, wąchała wszystkie pyszczki i ogonki po drodze i w ogóle było fajnie:) Moja dzielna sunia!
No a na deser najfajniejsze – wizyta u Basty i spacer z (prawie) całą wilczakową ekipą. Towarzystwo od razu podzieliło się na trzy grupki: Amber i Amon szaleli z Nirvaną (Carmen), Amber uczył Syna tego subtelnego podejścia do płci pięknej, którym podbija ich serca 😉 Druga ekipa to Beti i Bast, pamiętały się ze wcześniejszych spacerów w Bydgoszczy i wyraźnie preferowały swoje towarzystwo. Trzecia to Belit i Barsa, też trzymały się razem, no ale to wiadomo, że „Warszawka” z innymi nie gada 😉
Zabawa była przepyszna! Umówiliśmy się już na następne spotkanie, oby jak najszybciej! Tym razem zaatakujemy… Grudziądz.
13.02.2006
Wilczaki mają dużo różnych spontanicznych zachowań: na powitanie skaczą, podgryzają ręce, często liżą, szczeniaki podsikują z radości. Część tych zachowań jak np skakanie jest niechętnie odbierane przez ludzi. Obcy ludzie prawie nigdy nie chcą by pies na nich skakał. Właściciele – znam takich co marzą by psa tego oduczyć ale nie są w stanie i takich, którym to absolutnie nie przeszkadza. Amber skakał do umęczenia jak był mały, potem przestał (niestety o zgrozo nie pamiętam jak się to stało), z czasem zaczęłam go bardziej rozkręcać i pobudzać i teraz trochę znowu skacze. Zwykle jednak skacze przyzwoicie – obok mnie a nie na mnie.
Niestety jest całkowicie wykluczone żeby Beti mogła skakać na ludzi, po prostu musi się tego oduczyć. A skakać oczywiście uwielbia… Myślałam jak wyeliminować to zachowanie i najlepszym sposobem wydaje mi się wyuczenie „zachowania wykluczającego”, czyli nauczenie Beti by jak się wita nie skakała tylko np robiła „siad”. Zabranianie nic nie daje, albo nie posłucha, albo już nie będzie się cieszyć na nasze przyjście.
Zaczęłam od powitania Beti ze mną. Zanim ją przywitam, po pracy pędzę do lodówki po smakołyki (ale takie ekstra), potem otwieram sunię i od razu ręka do góry i rzucam „siad” i nagroda do mordki. Siad trwa oczywiście początkowo ćwierć sekundy, ale z czasem się wydłuża. Jak zaczyna się podnosić znowu „siad” i tak dalej… to działa!!!
Podobnie z podgryzaniem – Beti nie wolno tego robić absolutnie. Z oduczaniem poszło nam dość łatwo, mam wrażenie że to zależy od charakteru psa – dla Beti wystarczy że lekko pisnę a już puszcza i nie gryzie.
Najtrudniej ćwiczyć z gośćmi, bo potrzeba wtedy ich współpracy.
Po małej przerwie wróciłyśmy do naszych ćwiczeń – Beti zdążyła już część rzeczy zapomnieć ale przecież nigdzie nam się nie spieszy. Na placu Beti pięknie robi „zostań”: przez minutę ani drgnie, zostaje też na 15-20 metrów.
Mieliśmy dzisiaj miłych gości – odwiedziła nas sympatyczka Wilczaków Zuzia z Mamą i Siostrą. Amber zwariował z radości – 3 kobiety przyszły go podziwiać! Wpychał się nosem wszędzie, w ogóle nie dopuszczał Beti do zabawy. Popisywali się zresztą oboje – udawali że się zagryzają, co dla nie znających rasy wygląda dość groźnie. Wywracali się brzuchami do góry itp. Potem było małe ćwiczenie psiaków, no i trochę zdjęć. Zuzia okazała się wielką miłośniczką psów a w szczególności szkolenia psów, jeśli będzie miała chęć spotkamy się na wspólnych sobotnich treningach, jakiś pies zawsze się znajdzie wolny do pracy.
14.02.2006
W dzień Świętego Walentego Beti poznała nowego kolegę, przemiłego Husky – Tano. Oczywiście był szczęśliwy, że odwiedziła go panna i cały wieczór razem dokazywali. Amber z wiadomych względów musiał zostać w domu – nie cierpi gdy inny samiec bawi się z Betinką, wyjątek robi tylko dla szczeniackiego Amonka. Obraził się zresztą za to zostawienie go samego i nie gada z nami i nie chce jeść…
W przerwach między zabawami z Tano Betinka poznawała dzieci znajomych i próbowała „wysępić” od nich coś dobrego.
Na spacerze ćwiczyłyśmy głównie przechodzenie z „do mnie” na „do nogi”. Także przywołanie od razu do nogi. Wychodziło nam nieźle, bo z kieszeni znowu pachniało kurczakiem…
Ostatnio w domu Beti była nieco rozkojarzona, jakby mniej chętnie chciała ćwiczyć. Sięgnęłam więc po argument większego kalibru, zniknęła całkowicie miska, jedzonko można dostać tylko z ręki (albo z widelca jeśli mięso) i tylko za pracę. Okazało się w 1 dzień nawet szafka już się „sama” otworzyła i wiele ćwiczeń się przypomniało :))) Świetny sposób jednak wymaga dość dużej ilości czasu kilka razy dziennie, bo sunia musi się przecież porządnie najeść.
15.02.2006
Betinka ma niezły charakterek. Do ludzi słodka, podlizująca się i rozkoszna, do psów potrafi mieć swoje zdanie. Z jednej strony jeśli pies na nią warknie – kładzie się i rozpłaszcza na plecach, nawet głowę ma płaską. Jednak jeśli np jedzie autem to żaden z naszych psów nie ośmieli się koło niej siedzieć, wystarczy że ją nadepnie a już taki warkot, że Amber by się nie powstydził! Mimo tego całego podlizywania potrafi swoje przeprowadzić.
Jak każda sunia jest niesłychanie cwana. Poczynając od tego, że potrafi ukraść Amberkowi smakołyki sprzed pyska, ale zabiera mu też ulubione zabawki! Amber leży i gryzie np szyszkę a Beti podczołguje się jak najbliżej wylizując Amberkowi pyszczek, gdy jest zbyt blisko Amber wkurza się i ją gryzie, a ona wrzeszczy okropnie, piszczy i… przysuwa się coraz bliżej sięgając po szyszkę :)))
Na szkolenie wybraliśmy się dzisiaj w większym składzie. Była z nami Zuzia, dziewczynka która chce uczyć się szkolenia psów, która chce pracować z Betinką i która pokochała Wilczaki. W domu dość łatwo było Zuzi zrobić coś z Beti, jednak na zewnątrz już dużo trudniej. Dlaczego Beti miałaby koncentrować się na Zuzi jeśli tyle jest wkoło ciekawych rzeczy, no i jej pańcia i Amber są tu też? Jednak Zuzia ma wiele cierpliwości i z czasem zżyją się z Betinką bardziej.
16.02.2006
Inteligencja Wilczaków jest już niemal przysłowiowa (w każdym razie w naszym gronie;). Wiele osób pisze do mnie pytając jak to się dzieje, że moje psy chcą i potrafią wspólnie ze mną bawić się, ćwiczyć a nawet startować w zawodach. Że nie sprawiają większych kłopotów wychowawczych, nie uciekają, nie rozpaczają i nie demolują. Myślę, że większość odpowiedzi jest tutaj, w tych notatkach, chociaż wiadomo że to nie jest żadna recepta – każdy pies jest inny i swoje zachowania musimy do niego dostosować. Gdybym miała odpowiedzieć jednym zdaniem to brzmiało by ono: Zaprzyjaźnić się ze swoim Wilczakiem i właściwie ukierunkować jego Niesłychaną Inteligencję.
Inteligencja Betinki podpowiada jej, że jeśli otworzy szafkę na moją prośbę to jest szansa na kolację. A więc sunia bez problemu już szafkę otwiera.
19.02.2006
Jeżeli chcemy mieć psa naprawdę pracującego z przyjemnością, jeśli ma kombinować raczej w tym dobrym, interesującym nas kierunku, to nasz pies powinien cały czas „być w pracy”. Z wyjątkiem czasu kiedy śpi lub nas nie ma (czyli też śpi;). Pies każde nasze zachowanie odczytuje i interpretuje po swojemu, dajmy mu więc wyraźne sygnały czego oczekujemy. Jeśli ja chcę mieć psa, który ciągle myśli, który wiele rzeczy potrafi, który jest w końcu posłuszny – będę takie zachowania nagradzać. I nie tylko na placu szkoleniowym ale w każdym momencie życia psa.
Podobno im więcej pies umie, im więcej zna komend tym lepsza nasza wzajemna komunikacja. Jednak najbardziej trafia do mnie argument, że skoro pies lubi być nagradzany (a kto nie lubi!) i ja to lubię, to idealnie jest jeśli cały dzień mogę psa nagradzać 🙂
Dlatego Beti „pracuje” cały czas. Cały czas uczy się czegoś, każdą sytuację traktuję jako wychowawczo-szkoleniową. Jeśli bawi się z psami: uczymy się odwołania od zabawy i wykonywania ćwiczeń w obecności bardzo atrakcyjnego otoczenia. Jeśli jesteśmy na spacerze: po przywołaniu ćwiczymy chodzenie przy nodze, niepodejmowanie pokarmu (i gorszych rzeczy), przynoszenie przedmiotów itd. W domu mamy już sporo ćwiczeń dość dobrze opanowanych ale przed nami jeszcze nieskończona ilość możliwości. Każde zachowanie psa, które chcemy kiedyś wykorzystać warto już teraz nagradzać: każde podniesienie papierka czy zabawki, dotknięcie nosem czy łapą, polizanie czy nawet ziewanie lub przeciąganie się. Oczywiście jeżeli chcemy żeby nasz pies umiał robić różne rzeczy :)))
Mijający weekend obfitował we wrażenia i dla mnie i dla Beti. Dla mnie zaczęły się sprawdziany, dla Betinki życie towarzyskie kwitnie. Powoli dla „chłopaków” różnej maści zaczyna pachnieć ciekawiej, co dość ją denerwuje i wprowadza mały zgrzyt do zabaw. Poszalała znowu z siostrzyczką, pobawiła się z dziećmi – pięknie wykonywała komendy mojej małej kuzynki.
Żeby nie było tak słodko – Beti ma też pewne zachowania, które mi nie odpowiadają. Np gdy ktoś wchodzi do sali z psem Betinka podrywa się i szczeka ostrzegawczo. Niestety podpatrzyła to u Amberka, a teraz trzeba sprawę „odkręcać”. Nie samych dobrych rzeczy można się od starszych nauczyć….;)
21.02.2006
Zadziwiające jest jak Beti lgnie do ludzi. Jest wielką przylepą i lizawką. Amber też jest bardzo kontaktowy i przyjacielski ale Betinka przebija go o 1000 razy! Bywa, że na spacerach psy się bawią, gonią a Beti leci podlizywać się ludziom i wybiera ich towarzystwo. Każdy człowiek (jeśli akurat siedzi czy leży) musi być dokładnie wylizany, a szczęście jest tak wielkie, że momentalnie pod Betinką pojawia się wielka kałuża… kochana ta moja Psunia 😉
Nasza systematyczna praca nad kontaktami z psami daje dobre efekty – Beti wyzbywa się nieśmiałości i chętnie bawi się też z wielkimi futrzakami. Dzisiejsze popołudnie spędziła na „zagryzaniu się” z Labradorkiem i Malamutem.
Pojawiły się pierwsze sygnały niezależności i humorków, czyli częściowa głuchota na spacerach. Jednak Betinka podstawy ma dobre a resztę postaramy się dopracować. Na początek koniec z karmieniem w domu, nawet za sztuczki smakołyki tylko mikroskopijne. Jedzonko zabieram tylko na spacer i ile zje to jej. Dodatkowo oprócz karmy na spacer zabieram surowe serca drobiowe: małe, poręczne i… działające jak magnes. No zobaczymy jutro jak „terapia” zadziała, a pojutrze to już na 100% :))) Najlepszy test będzie za 2 tygodnie na kolejnym spacerze z Bast, bo od niej jest Betince najtrudniej się oderwać.
23.02.2006
A jednak młodzieńczy bunt trwa nadal. Betinka na spacerze trzyma się blisko, pochłania masę jedzenia, po czym… zmyka do kumpli ;))) Oczywiście proste sztuczki wystarczą by ją od zabawy odciągnąć ale nie o to chodzi. Mimo taryfy ulgowej z racji młodego wieku, jednak przychodzić na wołanie musi! Nawet jeśli się fajnie bawi. Nie ma sensu za psem wołać czy (co najgorsze) gonić. Jeśli zawołam raz i drugi i sunia olewa, robię w tył zwrot i znikam jej czym prędzej z pola widzenia. Oczywiście zaraz się melduje.
Krzyczenie i bieganie za psem to pierwszy podstawowy i najczęstszy błąd przy przywołaniu. Drugi to karcenie psa gdy w końcu przyjdzie. Nigdy nie wolno nam skarcić psa jeśli go wołaliśmy, nawet jeśli mamy na ustach pianę a pies pojawił się po godzinie…
Dobrze że przeszłam już to wszystko 2 razy ze starszymi psami, wiem że „głupi wiek” mija jeśli jesteśmy konsekwentni.
W domu Beti „pracuje” teraz jak szalona. Wiadomo – jedzonko! Drzwiczki od szafki otwiera z takim rozmachem że czasem sama sobie nimi przyłoży. Umie też podawać miskę ale jeszcze nie zawsze do ręki. Czasem jednak widzę że jakaś sztuczka mniej Betince pasuje, np tak jest z „poproś”. Próbowałam ją nauczyć proszenia ale gest jest zbyt podobny jak ten do wyskoku w górę i Beti nie wie czego teraz chcę. Wyraźnie się przy tym ćwiczeniu blokuje, myślę że dam sobie z tym na razie spokój – przecież to ma być zabawa.
Nasze wieczorne zabawy z piłką to świetny sposób na budowanie kontaktu i wypracowywanie aportu. Amber teraz ma taki czas że jest bardzo zazdrosny, musi robić wszystko to co Beti, ale nie ma sprawy – konkurencja tylko się tu przydaje. Oba psiaki śmigają za piłką na wyścigi, a który przyniesie ten dostaje smakołyk. Amber czasami perfidnie wykorzystuje swoją przewagę i nawet jeśli to Beti jest pierwsza przy piłce, on bezczelnie wyrywa jej piłkę z paszczy i dumnie przynosi:)
Dzisiaj zaszalałam – kupiłam prawdziwy mały koziołek aportowy! Beti myślała że to kijek do gryzienia, Amber zdziwił się – co to takie małe. Po niezłych podchodach ( wkładanie do pyska, klik, smakołyk ), po próbach zastępowania piłki w zabawie koziołkiem, mamy sukces – Beti przyniosła mi kilka razy mały koziołek!!! Chociaż wyraźnie wolałaby piłkę.
25.02.2006
Po raz drugi w życiu Beti zobaczyła stadko Wilczaków! I do tego tym razem u siebie w domu :))) Mamy gości – Peronówka jak co roku w lutym zawitała do nas przed wystawą w Lesznie. Na pierwszy ogień weszła Alinka. Amber oszalał ze szczęścia, a Beti wreszcie znalazła przewodniczkę duchową. Ali oczywiście spodobało się to bardzo i pokazała wszystkim jaka jest ważna wrrrrrrr. Za chwilę do pomocy dostała Camio – ten wleciał zadowolony i od razu zaczął zaczepiać Beti, jako najbliższą mu wiekiem. Psunia postanowiła obserwować „nowych” z bezpiecznej pozycji, może zaraz będzie ich znowu więcej. Długo jednak nie wytrzymała i już za chwilę bawili się z Camio w najlepsze.
Prawdziwa zabawa zaczęła się na spacerze. Beti zakumplowała się z Camio już na dobre, byli nierozłączni – jak coś śmigało w krzakach to wiadomo kto. Jednak Ali nadal pozostała guru – jak królowa matka dumnie pozwalała czasem się polizać. Oczywiście był też z nami Balrog ale on z Amberkiem i (o zgrozo!) z Ali zrobili sobie wyścigi w oblewaniu drzew w lesie – poprawianiu nie było końca… ostatnia zawsze Ali :)))
Jeszcze przed gośćmi rano byliśmy na długim szkoleniu Obediencowym, Beti pięknie pracowała z Zuzią, widać że dziewczyny się polubiły. Szkolenie, zabawy z psami, zabawy z Zuzią i znowu szkolenie. I tak 1,5 godz.! Oj dostała Betinka dzisiaj wycisk.
W domu po spacerze było już tylko odsypianie.
26.02.2006
Kolejny dzień wrażeń. Nadal jako obserwator Betinka odwiedziła kolejną wystawę psów. Kibicowała Amberkowi na Wystawie Championów w Lesznie. Powąchała niezliczoną ilość psich nosów i ogonów, poznała małą „kuzynkę” Queen (zdziwiła się że istnieją Wilczaki mniejsze od niej;), od pierwszego wejrzenia zakochała się w Białych Owczarkach Szwajcarskich a szczególnie w pięknej Viki i już „nieprzytomna” wracała do domu. Amber i Beti są chwilowo „nieczynni”.
Marcowy przeplataniec
02.03.2006
Od czasu wprowadzenia klikera bawimy się ciągle w nowe sztuczki. Beti to uwielbia, sama często zachęca do zabawy, mówiąc inaczej „wymusza”. Główka jej ciągle pracuje – co nowego robimy? A może chcesz zobaczyć jak ziewam, albo oblizuję się? Albo może coś ci podać czy otworzyć szafkę? Może chociaż łapę? :)))
Wakacje zimowe się skończyły i Beti wróciła do Szkoły. Nadal uczestniczy jedynie w krótkich sesjach żeby się nie zniechęcić i zawsze chodzić tam z przyjemnością. Na tym etapie ważna jest dla mnie praca Betinki z innymi ludźmi: nie tylko szkolenie i zwykła zabawa ale przebywanie beze mnie i też pobyt w Szkole. Dlatego (i też niestety z nadmiaru pracy) Beti ćwiczy teraz z Zuzią, a do Szkoły chodzi z Dominiką – koleżanką z Fundacji.
Pojawiły się sugestie żeby więcej pisać o tym co Psunia psuje. Nie było tego zbyt wiele ale trochę się uzbiera. Myślę że nawet więcej niż Amber. Ponieważ jest zimno nie zawsze chce mi się chodzić z Psunią do ogrodu więc czasem (łamiąc podstawową zasadę) puszczam psy same. Betinka najpierw się wybiega, pozaczepia wszystko co się rusza a potem zabiera się za nowoczesne modelowanie ogrodu. Mam więc kilka roślin mniej, parę dołków więcej i sporo śmieci na trawniku. Za długo jednak jej nie zostawiam żeby nie szukała wyjść ewakuacyjnych…
Psunia zostawiona luzem w domu chociaż na chwilę, momentalnie zapala żarówkę – co zniszczyć?! Może to być próba przesadzenia kwiatka, przerobienia półbutów na klapki, w najlepszym razie pocięcia piłki na skrawki. Zdarzały się też próby podkradania jedzenia. Dlatego generalnie Psunia sama luzem nie zostaje.
Jednak jeśli nikogo nie ma i siedzi się w klatce to jest małej Psuni strasznie nudno i trzeba znowu kombinować czym się zająć. Niepomna opowieści o Bolu „wciągającym” koce do klatki i przerabiającym je na tasiemki, zostawiłam właśnie dzisiaj stary „psi” płaszcz powieszony nad klatką. Betinka, moja spokojna Psunia, wciągnęła wielki zimowy płaszcz przez oczka 10 na 3 cm do klatki i… zajęła się przeróbką. Jak jej się to udało? To wiedzą tylko Wilczaki…
05.03.2006
Całkiem przypadkiem ten weekend stał się dla nas bardzo ważny. Na zjeździe uczyliśmy się testować psy do pracy w dogo, poznawaliśmy różne testy i układaliśmy własne. Wszystkie psy obecne na zajęciach zostały przy okazji wszechstronnie „przebadane”, w tym także Betinka. Określaliśmy temperament, kontaktowość, chęć aportowania, stopień wyszkolenia, dominację-uległość i wiele innych rzeczy. Betinka wypadła w testach bardzo dobrze. Okazała się sangwinikiem, kontaktowa i dość uległa, podstawowe komendy też umiała. Oczywiście testuje zawsze obca osoba. To już trzeci nieformalny test w życiu Beti: pierwszy robiłam sama przy wyborze szczeniaka, drugi przed wpuszczeniem do Szkoły no i teraz. Na wiosnę podejdziemy do oficjalnego testu dla szczeniąt pod kątem pracy w dogo.
Nasze zajęcia na zjazdach to coraz więcej praktyki – Beti musi więc znosić coraz dziwniejsze rzeczy: ćwiczenia, zabawy, muzykę, tańce, rozgardiasz i hałas. I bardzo mnie to cieszy – im więcej takich wrażeń teraz tym lepiej na przyszłość!
Zaczęłam Beti przyzwyczajać żeby zostawała sama w obcym pomieszczeniu, korytarzu – zupełnie sama. Początkowo kilka sekund, doszłyśmy już do spokojnego czekania z pół minuty. Z obcymi osobami przeważnie zostaje bez problemu.
Co jest mi ciężko oduczyć – szperania po torbach w poszukiwaniu jedzenia. Beti jest wiecznie głodna, choćby była po posiłku to kanapkę zawsze zmieści. Czasami przyniesie mi jakąś rękawiczkę…
Tradycyjnie odwiedziłyśmy Bast, razem poszłyśmy na krótki ale intensywny spacer. Siostrzyczki uwielbiają się do szaleństwa, momentalnie rzucają się sobie na szyje i już nie rozdzielają do końca spaceru, chyba że na krótkie gonitwy. Mamy z Anią niezłe wyzwanie żeby wtedy wyegzekwować od nich przywołanie, ale najczęściej się udaje, może niedługo siostry pójdą razem na szkolenie…
07.03.2006
Beti jest bardzo odporna na ból. Sprawdzałam to już na samym początku i nadal tak jest. W testach wychodzi poza skalę! Ciekawe czy Wilczaki ogólnie są bardziej odporne na ból czy osobniczo?
Od kilku dni Psunia nie śpi już w nocy w klatce. A wszystko przez Amberka… Jakiś czas temu Amber zdecydował, że klatka (spora;) jest najlepszym miejscem na świecie i koniecznie chciał w niej spać. Nie chciałam go wypraszać i zamykać Beti, żeby nie poczuł się urażony ;), w końcu to Jego dom! Zostawiłam go więc w klatce a Beti zasnęła na materacu. Przespała całą noc bez psot i „prezentów”. Niestety rano nie wytrzymała… Ale już drugiego, trzeciego dnia było lepiej. I tak zostało. Amber ładuje się do klatki a Beti śpi „luzem” :)))
W ramach urozmaicania karmienia uczymy się znowu ziewania i oblizywania się.
13.03.2006
Na kilka dni opuściliśmy się z pisaniem ale to nie przez lenistwo, chociaż też skończyło się w łóżku :((( Choroba to jednak dobry test na cierpliwość psa. Tym razem test dla Beti (Amber już dawno wykazał się cierpliwością totalną). Rano mały spacer i potem dłuuugi odpoczynek… Beti dopasowała się do nowego rytmu i zgodnie z wilczakowym zwyczajem: jak śpisz to i ja śpię, przespała ostatnie dni.
Właśnie, spanie! Jak pisałam, ostatnio klatkę zajął Amberek, wydaje się, że już na dobre. Czasem Beti wciska się do niego ale długo razem nie poleżą, jeden szybko się ewakuuje. Aż taka duża to ta klatka nie jest żeby 2 się wyspały! Beti śpi jak aniołek :))) Wiem, ma już prawie pół roku, ale te pierwsze miesiące w klatce dały jej niesamowicie dużo! Nie ma żadnych nocnych wędrówek czy zabaw, nie ma mowy o psuciu, nawet nie ruszy kociej karmy (śpimy w pokoju z Beti, Amberkiem i kotką Zuzią).
Obecność Beti ciągle zmienia zachowania Amberka. W ubiegłym roku zimą lubił czasem spać na ogrodzie, teraz – ani myśli! Skoro wszyscy śpicie w domu – to ja też!
Druga sprawa, pisałam już o tym – reakcja Amberka na inne psy ale i… karność. Początkowo było nam dużo trudniej. Każdy pies to zagrożenie, trzeba go nastraszyć. Teraz jest już właściwie normalnie, czyli za samcami nie przepadamy ale nie musimy ich widzieć albo „pogadamy” sobie z daleka. Oczywiście nie zaryzykowałabym puszczenia Ambera do psów (samców) bawiących się z Beti, na pewno by było… niemiło…
Tak to już jest chyba z każdym Wilczakiem-facetem, że przychodzi taki wiek, że konkurencji nie przepuści.
Co do karności, (myślę o szybkim przychodzeniu na spacerach, odwołaniu od czegoś ciekawego itp) to też początkowo było z Amberkiem gorzej. Działał jakby na zasadzie: wy sobie tam coś ćwiczycie to mi dajcie spokój, ja mam swoje rzeczy do załatwienia. I właściwie ten etap też już mamy za sobą, z wyjątkiem „humorków” pana hrabiego.
W domu Betinka jest ulubienicą wszystkich: podlizuje się ciągle, przymila. Nawet Babcię podbiła – a to żadnemu psu się jeszcze nie udało! Aster za małą szaleje – pozwala jej się zaczepiać, bawią się jak szczeniaki i gonią po ogrodzie. Najbardziej niedostępny jest Amber – goni się na spacerach, bawi razem piłką ale zawsze jest chodzącym autorytetem i nie daje się traktować jak kumpel. Jednak zawsze małej broni i pilnuje.
15.03.2006
Wilczakowe dziecię zaczęło poznawać sprzęt medyczny. Jako że w domu pojawiła się chora, udało się też ściągnąć wózek i kule i Beti już się przyzwyczaja. Kule nie zrobiły na niej wrażenia, nawet jak udajemy różne rodzaje chodzenia, kuśtykania itp. Wózek pachniał ciekawie, gorzej jak okazało się że jedzie! Ale tu pomógł Amber. Przyzwyczajony do jazdy taczką, szybko oswoił się z wózkiem. Robiliśmy „hop” i inne takie. Myślę że za parę tygodni wózek będzie dla Betinki czymś zupełnie normalnym i oczywistym.
16.03.2006
Wózek już jest ok. Beti chętnie mu towarzyszy jeśli w zamian słyszy pochwały. Taki wózek inwalidzki w domu to niesamowite możliwości. Będziemy się uczyć podawania różnych rzeczy do wózka, spacerów z wózkiem i co tylko jeszcze wymyślę.
Początkowo Betinka miała opory z podawaniem, przynoszeniem mi rzeczy, ale ponieważ ładnie pracuje już na kliker, wykorzystałam go i w tym zadaniu. Szybko się przełamała i teraz poda mi prawie wszystko. Podaje miskę, koszyk, szmatki, skarpetki, ale do niedawna podaje też… koziołek do aportu!!!
Betinka wyjątkowo spokojnie robi zostawanie. Aż mnie to dziwi. Przy Amberku nabiegałam się strasznie poprawiając go, a Beti najwyżej raz czasem spróbuje się podnieść a zwykle leży jak zamurowana. Także pod względem słuchania się jest podobnie. Wystarczy raz powiedzieć i już. Oj sunia to jednak jest anioł…
19.03.2006
Psunia ma pół roku! Mimo błota po kostki zrobiliśmy sobie długi urodzinowy spacer i oczywiście sporo zdjęć. Były smakołyki, kości i inne takie.
Sobotnie ćwiczenia z Zuzą poszły Betince dość kiepsko. Niestety odbija się tu mój brak czasu w tygodniu, mało ćwiczeń i spacerów ostatnio. Beti była zainteresowana tylko bieganiem, podobali jej się „belgijscy” koledzy, ale ćwiczenia.. fe! Trochę popracowała ale tyle co nic.
Generalnie odpoczywamy sobie i lenimy się…
26.03.2006
Zaczęłyśmy wreszcie porządne szkolenie! Porządne czyli z grupą psów, zorganizowane i zaplanowane. Oczywiście Psunia trochę już umie ale nie ćwiczyła wiele z innymi psami. Grupę mamy fantastyczną: przede wszystkim ćwiczy z nami Betinki siostra – Bast, poza tym dwa ON-ki i kilka Labko-Goldenków. Wszystkie przyjazne, żadnych agresorów nie ma, psiaki są młodziutkie i zabawowe.
Pierwsze zajęcia były typowym chrztem bojowym – pracowaliśmy w strugach deszczu. Najtrudniejsze dla mnie i dla Daniela było oderwać od siebie Beti i Bastę. Dziewczyny kochają się na zabój! Generalnie było fajnie, trochę słońca i będzie pełnia szczęścia.
Zaczęliśmy od skupiania uwagi – tu Beti wie o co chodzi, wystarczy siedzieć i patrzeć i dają jeść. Oczywiście ciekawe było co robi Basta, czy też ćwiczy, czy może ma coś lepszego, ale udało się Betinkę skoncentrować na pańci. Chwila biegania i w trakcie kilkakrotne przywołanie – smakołyk w paszczę i dalej bieganko. Beti „by” przyszła, ale trudno jest iść z Bastą wiszącą na szyi albo samemu wisząc jej na szyi. Więc trochę było wołania i wygłupów ale mogło być gorzej.
Początek nauki zmian pozycji – dla nas nudy – ale prowadzący Piotrek szybko znalazł nam trudniejsze zadanie. Bieganie, skupianie i początki przywołania z bliska. Bardzo bogaty program, psiaki miały dość już po godzinie.
Ciekawie Beti reaguje gdy jest zmęczona, prawie nie daje znaków pośrednich, ale jak już się „wypali” w jednym momencie przestaje pracować. I tak było dzisiaj. Po ponad godzinie Beti opuściła łepek i już nie chciała ani jeść ani nawet spojrzeć. Miała dość i nic się z tym nie da zrobić. Podobnie jest na zajęciach w Szkole, jednak tam obciążenie jest dużo większe i Psunia wytrzymuje około pół godziny, po czym się wyłącza. Wtedy zabawa i do domu.
31.03.2006
Beti uwielbia przynosić różne rzeczy. Pielęgnowana od małego nauka „aportu” daje teraz efekty. Nikt nie powiedziałby, że Wilczaki nie lubią aportować patrząc na moje dwa 😀
Na spacerach Psunia znosi mi kije, plastikowe butelki i wymienia na smakołyki. Amber woli żeby mu rzucać, a Beti po prostu lubi nosić kije. Nosić i przynosić.
Mamy też jak na ten wiek ładnie opanowany aport, Beti przynosi koziołek i siada przede mną. No wiadomo, jeszcze nie za każdym razem ale już!
Koniec marca to początek wiosny. Moje psiaki czują ją już bardzo. Amber rozgląda się za suczkami, nachalny nie jest ale daje sygnały że jakby co to… Betinka namiętnie tarza się w rzeczach „pachnących inaczej”, walory smakowe też testuje, brr. Tęsknią też do biegania, większych spacerów, jednym słowem – nosi je.
Pół roku minęło i BETI rusza w świat
03.04.2006
Za parę dni Betinka pierwszy raz pobiegnie na ringu wystawowym. Na premierę wybieramy się do Czech, potem pojeździmy trochę po Polsce. Chcę by oswoiła się z klimatem wystaw, może je polubi?
Nasze szkolenie wraz z lepszą temperaturą nabiera rozpędu. W niedziele szkolimy się w Bydgoszczy, w soboty Obediencowo, od jutra zaczynamy kurs w Poznaniu, no i jak starcza sił to wieczorami na spacerach też nie leniuchujemy.
Sobota okazała się naprawdę dobrym szkoleniem Zuzi i Beti. Ładnie razem pracowały, Beti mniej rozglądała się za nami a bardziej koncentrowała na Zuzi. Zaczynają się dogadywać. Zuzka dobrze pasuje do Betinki, jest spokojna i cierpliwa, mi czasem tego brakuje…
Amber jak wariat leci do kwadratu, ciekawe czy na zawodach w końcu mu się uda? Ćwiczymy elementy z klasy „2” Obedience ale na pierwsze zawody raczej będzie jeszcze słabiutko. No ale sezon się zaczyna.
Naszym głównym problemem na niedzielnych treningach jest „zmęczenie materiału”. Beti jest po weekendzie wykończona i już w niedzielę wysiada. Ćwiczy przez to mniej dynamicznie, mniej chętnie, widzę że nie ma takiej frajdy jak np gdy ćwiczymy na spacerze. Nic jednak nie mogę na to poradzić.
Niedzielne szkolenie okazało się fatalną wpadką „pańci”, błędem wychowawczym :((( Ponieważ nie lubię zostawiać Amberka pojechaliśmy wszyscy razem (plus Piotrek, Natalia i Axel) do Bydgoszczy. Auto nie było moje więc Amber powędrował z nami na plac. Było to dobrym rozproszeniem dla Beti i innych psiaków, może aż „za dobrym”, bo Amber urządził nam mały koncertos : / Nie cierpi gdy Beti ćwiczy a on nie…
Jak już pisałam wszystkie psy są młode i spokojne więc Amber przed zajęciami biegał z nimi luzem. Problem pojawił się gdy jeden z ON-ków (młody ale duży prawie jak Amber) wystraszył się Amberka i żeby uniknąć spotkania zaczął zwiewać… Oczywiście jak uciekał to TRZEBA było go pogonić, Amber trochę go pogonił, coś tam mu nagadał i było ok, jednak Beti podpatrzyła i od tego czasu sama zaczęła startować na ON-ka. Spodobało jej się że ktoś się boi, no i poczuła się pewnie z „szefem” i z siostrą za plecami. Strasznie mnie wkurzyła ale wina jest oczywiście moja. Niepotrzebnie brałam Ambera. Pierwszy raz zdarzyło się żeby Betina kogoś pogoniła ale to i tak mi się nie spodobało. No już za tydzień będziemy to odkręcać…
Fantastyczny był dzisiejszy „spacerowy” trening. Pierwszy raz naprawdę ćwiczyłam z dwoma psami na raz. Np jeden robił zostań, drugi zmiany pozycji, aport na zmianę. Beti dzisiaj zrobiła już prawie-prawie cały regulaminowy aport. Jeszcze tylko trochę za szybko po niego wystartowała. Jestem oszołomiona jej postępami w aportowaniu. W sobotę utrudniłam Betince zadanie i aportem sterowała Zuzia. Beti była zdezorientowana ale po paru próbach kilka razy podała Zuzi koziołek, na razie jeszcze bez rzucania.
Zaczęłam uczyć Betinkę wysyłania do kwadratu. Nasze najtrudniejsze ćwiczenie z Amberkiem, może uda się lepiej z Beti. Obecna (milionowa) wersja nauczania to micha na środku kwadratu. Beti nie trzeba dwa razy powtarzać, jak widzi michę to już nic innego się nie liczy :))) Okazało się że działa też fajnie przykład Amberka, Beti z kilku metrów pędziła za nim do kwadratu.
Oba ćwiczyły dzisiaj z taką pasją i radością że aż serce rośnie. Jak zawsze trening był krótki, taki żeby jeszcze pracowały na pełnym gazie.
W domu też trochę szlifujemy stare i nowe sztuczki. Beti umie już nie tylko otwierać ale i zamykać szafkę. Uczy się wyjmowania miski z szafy (dziwne ale okazało się to trudniejsze niż myślałam, łatwo podaje z ziemi, a nie chciała z szafy). Umie wszystkie „sztuczki” które tyle czasu uczyłam Amberka czyli podawanie smyczy, obracanie się w miejscu, podskok.
Żeby nie było tak bezproblemowo, to okazało się że Betinka panicznie boi się odkurzacza. Nie ma z nim częstego kontaktu, bo podłogi raczej mamy zmywalne a jak zbliża się czas sprzątania to… wyjeżdżamy 😉 Faktem jest że się boi i nie wiem ile czasu mi zajmie żeby to wyprostować (na marginesie – w swoim domu w hodowli Beti odkurzacza się nie bała, więc nauczyła się tego u mnie, może przejęła to od Astera, który też strasznie ucieka).
Ciekawe, że przy tym całkowicie nie boi się huków. W sobotę mieliśmy małą imprezkę i w niedzielę Beti chodziła i przegryzała baloniki, huk był straszny a jej się podobało!
04.04.2006
Zaczęłyśmy szkolenie PT! Beti idzie śladami Amberka i pewnie też właśnie PT1 będzie za 2 miesiące jej pierwszym w życiu egzaminem, no chyba że najpierw zaszalejemy z Obedience. Szkolenie typowe jak w latach ubiegłych – psy na smyczach i dużo dreptania w kółeczko. Na socjalizację mamy niedziele i spacery, a tu jest dużo pracy i krótkie przerwy. Grupę dopiero poznajemy ale jest tu jeden nasz kumpel z Obedience i są psiaki bardzo miłe. Przeważnie chłopaki wiec Beti jest ZADOWOLONA :)))
Przywitanie nie było zbyt gorące, wpadłyśmy w trakcie zajęć, Beti lekko zwątpiła i przyjęła postawę obronną – naburczeć na nich! Na przerwie przywitałyśmy się z każdym psiakiem i Betinka zobaczyła że nie jest źle. Chodzenie przy nodze wychodziło nam kiepsko, lepiej skupianie przy leżeniu czy siedzeniu.
Najfajniejsze jest to że przez całe zajęcia psy są oswajane ze strzałami. Zajęcia są na terenach strzelnicy i w tle bardzo często słychać huki, strzały. Beti olewa je totalnie.
07.04.2006
Nazbierało nam się nowinek.
W czwartek Betinka zobaczyła wodę i… oszalała! Pełnym galopem wskoczyła do stawu, zaczęła nosić kije, topić je i wyławiać, podrywać kaczki i co tylko się dało. Moje zaskoczenie było totalne! Po czyścioszku Amberku, który przeważnie moczy tylko nogi (no chyba że jest upał), Beti mnie rozbroiła. Wskakiwała na głęboką wodę i pływała! Wreszcie mam psa, który lubi wodę!
Jednak sunia okazała się jeszcze bardzo delikatna i jak okazało się po kilku dniach nieźle tą kąpiel odchorowała.
08.04.2006
Rano wyruszyłyśmy w pierwszą długą podróż Betinki. Beti i Amber już od samego świtu pilnowały żebym im nie uciekła. Naszykowana torba podróżna to znak że… Jedziemy!
Mile pobudzone dreptały i poganiały mnie. Pierwszy etap to Poznań – Wrocław. Trasa znana i nie za długa. Na końcu trasy super niespodzianka – wielki bieg po lesie z psami Marzeny. Marzena już na nas czekała i pojechałyśmy z 4 psami nad jezioro. To była radość. Amber i Trejsi to już starzy kumple, Amber uwielbia ją zaczepiać a ona krótko go trzyma. Z Piratem też się znają, Pirat jest pełen szacunku dla większego kolegi, ale bez zbytniej uległości.
Beti wskoczyła w ten układ na sam koniec, jak na szczeniaka przystało. Wielki respekt dla Trejsi nie przeszkadzał jej bawić się wesoło z Piratem. No czasami przeszkadzał im Amber, gdy się rozkręcali. Woda już ją tak mocno nie ciągnęła, po kije pływał Pirat.
U Marzeny w domu jak zawsze gościnnie i miło. Psy czują się tam swobodnie bo nikomu nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Beti i Amber zabawiali Mamę Marzeny, a Trejsi broniła kanapy. W końcu Beti zaczęła przynosić buty przypominając, że jeszcze długa droga przed nami.
Następny etap to Wrocław – Katowice, piękna autostrada, przeleciałyśmy więc z Marzeną i piesami w 2 godziny. Amber to podróżnik od pierwszych miesięcy, Beti okazała się nie gorsza. Całą trasę przespała słodko. Beti (pamiętacie od maleństwa przyzwyczajana do auta) jest niesamowita. W samochodzie na trasie momentalnie zasypia.
W Katowicach czekał na nas Adam z noclegiem, dziękujemy za pilotowanie w zawiłych okolicach i za gościnę! Pogadaliśmy trochę jednak czekała nas bardzo wczesna pobudka więc nie nagadaliśmy się do syta. Miło po roku znowu się zobaczyć!
09.04.2006
Pamiętny dzień w życiu Betinki – pierwsze kroki na wystawowym ringu! Ale o tym za chwilę.
Nasza wyprawa miała swój finał w Czechach w Ostravie na krajowej wystawie psów. Z Katowic do Ostravy jest zaledwie 100 km, na miejscu byliśmy więc sporo przed czasem. Nie obyło się oczywiście bez przygód. Najpierw – kto by się spodziewał, że Ostrava jest tak blisko granicy! Jechaliśmy przez jakieś miasto szukając drogowskazów gdzie dalej i powoli wyjeżdżałyśmy z niego gdy Marzena wpadła na pomysł „A może TO jest Ostrava?”
Zapytany przechodzień zrobił duże oczy i potwierdziło się, krążyłyśmy już po Ostravie… Teraz wypadało by znaleźć wystawę. Niestety jak to zwykle z Czech, nie nadeszło żadne potwierdzenie, a ja nie znałam adresu, pozostało nam jedno magiczne słowo: „vystaviste”. I z takimi wskazówkami zaczęłyśmy szaloną jazdę po mieście. Trochę poznałyśmy głównych tras przy okazji, trochę pobłądziłyśmy (blade ze strachu, że nie zdążymy), w końcu jest drogowskaz „vystaviste” – hurra!
Wydawało się, że już tylko wejść na ring ale to był dopiero początek. Pani w sekretariacie podniosła nagle opłaty (mimo że były podane w sieci) i zażądała sporo kasy więcej. Ok, ale ja miałam oprócz wymaganych euro tylko złotówki. Po sporym zamieszaniu i interwencji też innych Polaków (potraktowanych tak samo) pani przyjęła nas po tańszej taryfie, uff.
Po drodze pani weterynarz nie uznała wyższości naszych psich paszportów nad książeczkami i zażądała jakiś specjalnych zaświadczeń. Nie wiem jak Marzena to z nią załatwiła, ja już nie miałam siły…
Ok, wreszcie jesteśmy na hali. Amber już wiedział co jest grane i rozglądał się za Wilczakami, lub cieczkami, złapał nawet jakąś pannę przy sekretariacie ale właściciel nie chciał go na zięcia, mi synowa odpowiadała… :)))
Beti wczuwała się w nowy klimat. Spotkane Wilczaki (młode suczki i pies) bardzo się Beti podobały ale wszystkie inne psy też. Zapałała szczególną sympatią do… Wilczarzy! Rozpoznawała też swoich najczęstszych kumpli czyli Goldeny i Labki.
Niestety coś dziwnego zaczęło się dziać z Beti. Zaczęła co chwilę przykucać i siusiać. Nie była wystraszona, ale taka jakaś niespokojna i siusiająca. Jednak gdy położyła się przy ringu wydawało się że jest lepiej. Amber pobiegał, zgarnął CACa a Beti bardzo chciała mu pogratulować i strasznie się do nas rwała.
Przyszedł czas na Psunię. Pan Sędzia zapytał o wiek, dał sygnał do biegania. Betinka nieprzyzwyczajona do ringówki trochę się broniła, w końcu jednak rozbiegała się. Spodobała się Sędziemu w ruchu, pochwalił też dobre proporcje i budowę, trudniej było przy ocenie statycznej. Maleńka po prostu chciała się załatwiać (mimo że chwilę wcześniej byłyśmy na zewnątrz), wyraźnie było z nią nie w porządku. Sędzia okazał się wyrozumiały zrzucił to na karb stresu ale ja wiedziałam że coś się wykluwa…
Beti ładnie pokazała ząbki i ogólnie była bardzo dzielna. Zeszła z oceną Wybitnie Obiecującą :)))
(W domu okazało się, że Psunia ma zapalenie dróg moczowych i biedna ciągle chce siusiu.)
Poza halą było nadal ciekawie, Beti ciągnęła do psów a Amber… do auta. Szczęśliwi wracaliśmy do Polski, jeszcze tylko przedrzeć się przez Śląsk, byle do autostrady – potem już mykniemy. Z częstymi przerwami dla Betinki dotarliśmy do autostrady. Zadowolone pędzimy… ale to nie koniec przygód. Za chwilę wypadek na autostradzie, auta stoją, korek na dłuuugo. Wystarczy, jakoś dotarliśmy do Poznania, po drodze gubiąc Marzenę.
10.04.2006
Psunia czuje się już lepiej, jednak dzisiaj ma zupełny luz, żadnych ćwiczeń, odpoczynek i kuracja. Na spacerze Amber i Beti szaleli już jak zawsze, jednak głównie odsypiali w domu.
11.04.2006
Dreptałyśmy w kółeczko dwie godziny na PT… Szaleństwo. Kolejne zajęcia i Beti zaczęła się lepiej skupiać na chodzeniu, chociaż pod koniec była całkiem wypompowana. Zwykle na treningach chodzimy tylko krótkie chwile i teraz jest to naprawdę wyzwanie. Chodzenie to przede wszystkim kontakt wzrokowy. Rewelacyjnie sprawdza się tu kliker. Za każde spojrzenie klik i nagroda.
14.04.2006
Betinka uczy się piec mazurki. Zaczęła od testowania nowych smaków, trochę pomaga przy mieszaniu, no i oczywiście zmywa naczynia :))) Jeszcze trochę i będzie z niej rasowa kucharka.
15.04.2006
Rano spotkaliśmy na szkoleniu „małego” Bacę. Baca to 6 mies. On-ek, wzrostem przegonił Betinkę, zaszokował mnie totalnie tempem wzrostu! Beti przyjęła go z radością, spotkali się już jako małe szczeniaczki, ale Bacę nie interesowała zabawa z sunią. Jest całkowicie zafiksowany na swojego pana. Odganiał Betinę i straszył Ambera :0 W końcu jakoś się dogadali.
Ćwiczymy z Betinką elementy z zerówki i jedynki, najtrudniej idzie nam z… przywołaniem. To znaczy Beti chce przychodzić ale zwykle w żółwim tempie. Musimy popracować nad prędkością ale generalnie Psunia ma swoje własne tempo. I może tak właśnie musi być…
16.04.2006
Polecam zabawę balonami. Takie duże lekkie piłki niesamowicie psiaki kręcą. Przy tym pękające balony to świetna socjalizacja z hukiem i nietypowymi sytuacjami. Przedziurawione flaczki też można przynosić. Gdy już się rozkręcą, zamieniam zabawkę na mały aport, na koniec na piłkę.
Na świątecznym spacerze spotkaliśmy wyjątkowo dużą pannę – dwuletnią suczkę Doga. Okazała się bardzo przyjazna i ruchliwa, psiaki zaczęły szaleć po lesie. Naprawdę szaleć – pełnym pędem gonitwa między drzewami. Jednak Dogi to nie długodystansowce – po 5 minutach sunia miała dość i młoda rozciągnęła się na drodze. Gdy Amber i Beti ją dopadli wyglądało to jakby wilki rzuciły się na upolowaną zwierzynę.
17.04.2006
Amber i Beti mają nową przyjaciółkę. Mała czarna Labradorka Ara podbiła serce Amberka i jest świetną kumpelką Betinki. Na zapoznawczym spacerze Ara sprostała żywiołowym zabawom Wilczaków i wpasowała się w nasze stadko. Będzie naszą częstą towarzyszką, pojeździmy trochę razem.
18.04.2006
Kolejne szkolenie i poznajemy nowe elementy. Tym razem wprowadzamy komendy w marszu. Na treningach Obedience i na spacerach ćwiczymy głównie „stój”, teraz zaczynamy wprowadzać „siad” i „waruj” w marszu.
Nadal nic się nie zmieniło jeśli chodzi o tempo pracy. Betinka ślimaczy się niesamowicie. Zaczęła też bardziej rozpraszać się w trakcie ćwiczeń. Chodzi ładnie i patrzy (czasami;), jednak gdy zostaje – zaraz głowa wędruje w inną stronę. Gdy ją odwołuję od psów przybiega normalnym krokiem, gdy przywołuję z zostawania – ślimaczy się. Coś jest nie tak…
21.04.2006
I znowu pędzimy do Bydgoszczy! Rok szkolny już się kończy, zostały tylko 3 spotkania.
Jedziemy z Labcią Arą, która w sobotę będzie szalała na ringu wystawowym. Pomaga nam Zuzia.
Po wykładach jedziemy do ukochanej siostrzyczki – do Basty. Ania jest całkiem szalona i przyjmuje pod swój dach 5 sztuk z Poznania. Siostry znakomicie zajęły się sobą, ulubiona zabawa to zagryzanie. Amber krąży na orbicie, czasem gdzieś się dołączy, głównie nosi zabawki, taki mały piesek… Ara okazuje się aporterem totalnym, do północy wciska wszystkim piłkę. Zaczynam się cieszyć, że moje psy muszę uczyć aportu a nie tolerować go ciągle.
22.04.2006
Pierwsza polska wystawa Betinki! Od rana pakujemy Punto po sufit (3 osoby i 4 psy) i jedziemy do Grudziądza.
Na miejscu same miłe spotkania. Poznajemy przemiłą rodzinkę z Koszalina, rodzinkę Beja – brata Beti. Beti i Bej od razu poczuli te same fluidy – jest rodzeństwo to będzie zabawa! I zaczęli szaleć przy ringu. Jakby znali się od dawna!
Była spora ekipa z Polskiego Dworu – Beti mogła przypomnieć sobie mamę, tatę i Belisia. Jednak wybrała buziaki od Ewy. Radochę miał też Amber – przyjechało stadko z Peronówki – Amber oszalał gdy zobaczył siostrę Ali, nie podarował też podskoków w ramiona Hodowcy. Chłopaki z Peronówki to już całkiem inna bajka. Młody Camio początkowo zgrywał ważniaka, naburczał na Ambera, jednak Amber na wystawach ma zlewkę na humory innych. Młody przypomniał sobie towarzyszkę zabaw – Betinę i zaczął już na luzie ją zaczepiać. Tak się rozkręcił, że w pewnym momencie (jak po naciśnięciu guzika;) włączył mu się program – jestem znowu szczeniaczkiem i zaczął dokazywać z Amberem :))) Znacie to – dziki taniec radości, małe podgryzanie i turlanie się.
Przyjechała też na wystawę rodzina Carmen z Gdańska – nic już więcej Amber do szczęścia nie potrzebował! Carmen wydoroślała, przepiękna z niej wilczyca!
Beti w tym czasie ciągnęła do swoich. Z Bastą są nierozłączne, Bej to najlepszy kompan, mamuśka daje trochę w skórę a Beliś dzielnie jej pomaga. Tata zainteresował się z daleka – jak zobaczył że to jego – odpuścił.
Zaczęła się ocena. Bej wkroczył na ring jak stary wyga, pięknie biegał i zyskał uznanie u sędziny – wybitnie obiecujący. Beti i Belit – obie równie grzeczne, obie wybitnie obiecujące, jednak Beti miała „swój dzień” – przypadł jej tytuł Najlepsze Szczenię.
Cała trójka pięknie się prezentowała, a Basta z zazdrością spoglądała z boku – już niedługo i ona pobiegnie!
Po Wilczakach popędziłam z Arą do ringu Labradorów, a Polski Dwór gdzieś nam zniknął z oczu. Niedługo potem poszliśmy puścić psiaki na mini bieganie.
Co mnie najbardziej cieszy, podsumowując ten wyjazd – fantastycznie dobry nastrój obu moich psów na wystawie. Amber szczęśliwy że koniec z wystawami na halach, był wyraźnie w dobrym humorze, Beti nie dała poznać po sobie że to polski debiut wystawowy. Szalała z rodzeństwem, jak miała dość to naburczała, zero strachu czy niepewności! No i pięknie stała na ringu.
23.04.2006
Noc spędzona z Bastą zaowocowała padnięciem Betinki na niedzielnych wykładach. Ale w końcu to nie ona ma słuchać…;) Na przerwach trochę powariowała z psimi kolegami. Prawdziwa praca zaczęła się na szkoleniu. Kiepsko odrabialiśmy zadania domowe więc Beti miała duże trudności ze skupieniem uwagi. Coraz ładniej ćwiczy Basta – koncentruje się przepięknie na Ani.
25.04.2006
Wreszcie poprawiłyśmy trochę prędkość przywołania! Beti mnie zadziwiła – sama z siebie przyspieszyła, a może to ta kiełbasa… ? Psunia zaczyna się czuć na placu coraz swobodniej, zrobiła sobie rajd kilka razy dookoła na przerwie, jedyne co – to nie wytrzymuje całych zajęć. Z godzinę ładnie pracuje, potem już nie ma siły.
26.04.2006
Moja sunia kocha pływać!!! Jak szczupak wskakuje i wyskakuje z wody! To dla mnie odmiana po Amberku, który ledwo moczy nogi. Betinka pływa po kije, a na brzegu zabiera je Amber. Beti płynie po kaczki ale jakoś nie daje rady przynieść. A te gonitwy za ogonem w wodzie! Pływa i widać że to uwielbia, jestem szczęśliwa…
Na spacerze już bardzo zielono i ciepło, psiaki zadowolone że wychodzimy na dłużej. Dzisiaj poleciały gdzieś za górki i wróciły z łupem… dmuchaną piłką! Mam nadzieję że nikomu jej nie odebrały.
Majowe szaleństwo czyli wystawy, szkolenia i egzaminy
03.05.2006
Po długim deszczowym majowym weekendzie w Poznaniu uciekliśmy na koniec do Bydgoszczy. Jak co roku witaliśmy maj na Wystawie Psów w Bydgoszczy. Pogoda była boska ( przynajmniej przez pierwszą część dnia;). Tłumy zwiedzających, gwar, głośna muzyka – nic mojej Psuni nie wyprowadzało z równowagi, doskonale opanowana i spokojna, płakała tylko gdy Amber pobiegł na ring. Beti na ringu też zachowała się jak trzeba, pokazała ząbki i wylizała ręce pani sędziny, w nagrodę słysząc: „Jaka milutka”.
Myślę że Beti już polubiła wystawy :)))
Mieliśmy dużo wilczakowego towarzystwa. Wreszcie był czas żeby spokojnie usiąść i dłużej porozmawiać. Psiakom znaleźliśmy kąt do wybiegania się. Najlepsze atrakcje były na koniec: ulewa i burza z piorunami! Betinka nie przejęła się tym zbytnio, co tam jedna mała burza…
05.05.2006
Weekend ostatnio oznacza u nas – wyjazd. I znowu długa droga do Czech, urozmaicona wodnym szaleństwem w Twardogórze :). Tym razem Beti nie zastanawiała się długo, jeden sus i była w wodzie :))) Pływała po kije razem z Piratem, nawet raz udało jej się namówić do pływania Amberka – szok!
Relacje w naszym mieszanym stadzie były trochę napięte, Trejsi wchodzi w trudne dni suczkowe i wszystko jej przeszkadza, a młody Pirat ją broni. Trochę jednak się pobawiły, pogoniły…
W trasie moje potwory śpią albo obserwują otoczenie, Amber więcej pilnuje, Beti tylko kima. W hotelu Beti podlizywała się panu przy barze, a nóż coś da się wysępić…
06.05.2006
Wystawa w Czechach to zawsze nowe Wilczakowe pyszczki do podziwiania. Tym razem przyjechały prawie same szaraki i moje (ciemne brązy) wyglądały jak z Księżyca. Przyjechała też Daphne z Rodzinką. Z Betinką nie bardzo sobie przypadły do gustu, Beti daje pierwsze sygnały swoich suczych humorków – nie wszystkich będę lubić! Amber nadskakiwał pięknej suni jednak podwójnie :)))
Na ringu i na wystawie Betinka czuła się już jak u siebie. Wyraźnie oswoiła się z ringówką i ładnie skupiała się i stała. Właśnie stanie – to dla nas spory problem. Od początku sunia była uczona że po jedzonko się siada, po przyjściu się siada, przy nodze też itd.. A teraz nagle trzeba stać! Trochę było z tym zawirowania, ale prostujemy…
Kolejny raz Beti została oceniona jako suczka Wybitnie Obiecująca, a drugi raz przez sędziego z Czech.
08.05.2006
Sunia miała dzisiaj „świński dzień”. Nic jej się nie chciało, na spacerze głucha zupełnie, na treningu jeszcze gorzej – chodzenie przy nodze załamało mnie totalnie. Na pocieszenie Betinka zrobiła pięknie mały kwadrat z ponad 10 metrów! No, no – powoli wchodzimy naprawdę w klasę „1”.
Amber nie poddał się humorkom i ćwiczył dzisiaj fantastycznie. Od jakiegoś czasu pracujemy nad regulaminem klasy „2” Obedience. Co tu jest nowego? Przede wszystkim mały kwadrat oddala się z 15 na 25 metrów, z zatrzymaniem „stój” po drodze. Następne – przywołanie z zatrzymaniem na „waruj” po drodze. Aport kierunkowy – dwa aporty leżą i wysyłamy psa po jeden z nich: prawy lub lewy – z tym mamy kłopot, za krótko ćwiczymy i pewnie Amber wyłoży się na zawodach. Aport przez przeszkodę – to jest ulubione ćwiczenie. To tyle z trudniejszych rzeczy.
Wszystko ćwiczymy od miesiąca, mamy jeszcze 4 tygodnie do zawodów – trochę mało czasu, ale przecież potem będą znowu następne zawody i możemy poprawiać wyniki.
Miało być o Beti a zeszło na Amberka. Beti może popisze się lepiej jutro na zajęciach PT.
09.05.2006
Czas buntu trwa. Pomagają w tym niezmordowane meszki, dokładnie rozwalając nam zajęcia. Na zajęciach PT – tragedia. Betinka uciekała mi z kółka i szła położyć się na trawie, przy nodze dosłownie się wlokła a na zostawaniu zjadały ją meszki… Aportem była zainteresowana marnie, wszystko szło na opak. Szybko dałyśmy sobie spokój.
Jak zwykle w takich stanach przenosimy karmienie na spacery i treningi, nie ma miski w domu!
10.05.2006
Dzień zaczęliśmy od relaksu i… kąpieli. Wybraliśmy się na godzinę nad jezioro. Tam Beti żyje pełną parą. Wyszalała się, wyskakała w wodzie! Ta młoda kocha wodę! Z dziką radością robi w wodzie młynki, do znudzenia wyciąga kije (chociaż nie zawsze oddaje) i coraz bardziej zaczyna zarażać tym Amberka. Aż nie chce mi się wierzyć – jak dwa szczeniaki wariują i bawią się. Amber znowu pływał!!! Chyba zaczyna mu się to podobać? To cudowne widzieć jak Amber odkrywa nową przyjemność, nową zabawę. Beti przez to ciągłe przebywanie z Labradorami wodę uważa za swój żywioł. Jak po sznurku pędzi gdy zobaczy większy zbiornik i buch do wody.
Jak każdą sytuację tak i tą staram się jakoś wykorzystać do nauki. Najbardziej oczywiste to aportowanie z wody, na tym punkcie Beti ma odpał zupełny, nic uczyć nie muszę, pracujemy jednak nad przynoszeniem aportu. Zwykle Betinka traci zainteresowanie gdy kij jest na brzegu, moja rola polega na tym by chwilę wcześniej zainteresować ją na tyle mocno by z kijem do mnie przyleciała. Jedzonko całkowicie dobrze się sprawdza, drugi kij gorzej – wtedy puszcza pierwszy.
Po zabawie troszkę poćwiczyliśmy. Warto co jakiś czas wybrać się na zajęcia w nowe miejsce, psy wtedy inaczej pracują, są bardziej rozkojarzone, ale takie doświadczenia są dla nich niezbędne przed zawodami czy egzaminami. A przecież po co ćwiczyć jeżeli nie sprawdzamy tego co pies umie? No i jak wiedzieć czy pies to umie naprawdę czy tylko zrobi na swoim podwórku?
Tak więc po kąpieli ćwiczyło się psiakom dużo lepiej. Amber ma energię młodziaka, a Beti nieco się rozruszała. W końcu zmykaliśmy bo meszki znowu nas dopadły.
11.05.2006
Poznaliśmy nowego kolegę – czarnego Flat Retrievera. Do końca roku szkolnego właśnie z nim będziemy chodzić na zajęcia do Szkoły. Zajęcia w dwa psy były niesamowite. Pies – dorosły ale Beti podporządkował się od razu, we wszystkim ją naśladował. Beti się położyła – on też, Beti piła – on też itd. Niesamowicie komicznie to wyglądało. Na początku psy odstawiły mały „szoł” – czyli zabawy i przepychanki. Strasznie się to wszystkim podobało. Potem już każdy pracował sam, ale piesy miały na siebie oko, jak któryś dostawał coś dobrego zaraz drugi się dołączał.
Z nauki w domu – nowych sztuczek na razie nie wprowadzam, szlifujemy te co Beti już zna żeby jej się nie myliły. Staram się jednak łączyć je w „ciągi zadań” np „otwórz szafę, podaj miskę, zamknij szafę”.
Amber i Beti tworzą coraz bardziej zgraną parę. Jak oni się bawią! Teraz jak Beti jest starsza, Amber bawi się z nią chętnie, bawią się w gonito (wiadomo!), w przeciąganie kija, w kopanie na wyścigi, ale najlepszą dla Betiny zabawą jest… wyprowadzanie Ambera na spacer :))) Beti bierze smycz w ząbki i wyprowadza swojego pieska (gdy Amber jest na lince). A on biedaczek malutki słucha się jej 😀
Ciągle wydaje mi się, że Beti tak mało umie, a w przeciągu miesiąca czekają nas 3 egzaminy… Oj co to będzie!
13.05.2006
Kolejny zjazd i znowu Bydgoszcz Tym razem ze względu na wysoką temperaturę Amber siedział z nami całe zajęcia w sali (zwykle część czasu spędzał w aucie żeby Beti sama radziła sobie w nowych sytuacjach). Beti początkowo zachwycona (no bo stado w komplecie) szybko od niego uciekała do innych kumpli.
Wilczaki na zajęciach robią całkiem mylne wrażenie na osobach nie znających rasy. Ludzie myślą że to taka absolutnie spokojna rasa, wręcz leniwa. Ale co mają myśleć jak widzą dwa psy śpiące cały weekend (od 5 do 11 godz. dziennie!) oczywiście z przerwami… Wyprowadzam ich z błędu, np zapraszając na wspólny spacer.
W sobotę przerwę mieliśmy doskonałą – urwaliśmy się ze znajomym Labkem Ferdim nad wodę :))) Prawie w centrum miasta piękny stawek, można psy ochłodzić, niestety nie wolno puszczać luzem. Beti jednak nawet na lince zrobiła z Ferdim Mistrzostwa Świata w aporcie z wody i… wygrała. Ferdi już miał dość a Beti nie! Amber się w głupie zabawy nie bawił. Na koniec pływania Ferduś po gentelmeńsku pozwolił Betince wyjść po swoim grzbiecie na brzeg!
Na brzegu znaleźliśmy niemożliwie „fotogeniczny” głaz i piesy mają przy nim parę niezłych fotek.
Wieczory to jak zwykle zmasowany atak małej kuzynki i kuzyna na psy, tym razem głównie na Betinkę. Dla Beti ten rok w ciągłym kontakcie z małym kuzynostwem to nieoceniona sprawa. Dla dzieci radość ale i przełamanie pewnych barier, oporów. Dla Beti nauka na całe życie. Tym razem Betinka była na „małym głodzie” (pamiętacie – zje tyle ile wypracuje) i pracowała z małą Agą fantastycznie. Zmiany pozycji, coś jak przywołanie, szczekanie – na polecenie 5-cio letniej dziewczynki :)))
Na koniec obowiązkowo sesja zdjęciowa -Aga (nasz etatowy Czerwony Kapturek;) i śpiące Wilczaki.
14.05.2006
Niedzielne zajęcia mieliśmy wyjazdowe (do hodowli) więc Amber i Beti pojechali odwiedzić… Amonka! Nasze psisko spotężniało, urosło ale psychikę ma jeszcze szczeniaka. Wielki brązowy dzieciak. Z Amberem nadal bezkonfliktowo, z Beti bawili się wesoło. Amonek nie ma żadnych sporów z innymi psami, ciągle działa na prawach młodego psiaka.
Amon w tym miesiącu kończy już ROK!
Młodzieniec lepiej przygotował się do upałów i chwilowo „zostawił futro w szatni”. Na spacerze Amber, Beti i Amon jeszcze nie zgrali się tak jak bywało gdy mieszkał z nami – Amonek bawił się, biegał ale był „innym stadem”. Chyba czas żeby znowu odwiedził nas na dłużej.
Przy tych dwóch rozrabiakach moja Psunia wypadła na „niesamowicie spokojną suczkę”, rzucała się w oczy jej delikatność i milutki charakter ( jak na Wilczaka milutki, fajnie jest mieć suczkę… :)))
16.05.2006
Znowu bunt na pokładzie. Czy to pogoda, meszki czy Psunia się „zepsuła” ? Humorki mamy straszne a tu czasu do egzaminów mało… Beti przestała aportować, chodzić przy nodze – nic jej się nie chce. Ano zobaczymy…
20.05.2006
Ranek spędziliśmy w… przedszkolu! Nie Beti się nie cofnęła aż tak – odwiedziłyśmy ludzkie przedszkole. Dzień Dziecka za pasem i coraz więcej imprez nam się szykuje. Beti miała tam właściwie pierwszy kontakt z taką dużą grupą dzieci na raz, do tego megafony, balony i inne atrakcje… Na szczęście przeszło gładko. Beti była wyluzowana, przyjmowała tysięczne głaskanka, z radością – karmę z dziecięcych rączek.
Pełnia szczęścia była gdy okazało się, że przyszli i psi przyjaciele: Ciacho i Ax. Psiaki urządziły na trawniku pokaz zapasów.
Beti nauczyła się na festynie chodzić w tunelu, powiem więcej – zwariowała na punkcie chodzenia przez tunel! Nie mogłam jej niczym innym zainteresować!
Wieczorem mały wypad nad jezioro – szybka kąpiel i wracamy wyspać się przed egzaminem.
21.05.2006
A jednak Betinka nadal „działa” i to całkiem nieźle… Byłyśmy dziś w Bydgoszczy na 1 egzaminie w Betinki krótkim życiu i… poszło świetnie. Był to nasz pierwszy i najważniejszy egzamin – predyspozycje do bycia Psem Terapeutą. Beti zdała egzamin w klasie szczeniąt na ocenę doskonałą!!! Zdobyła 69 na 72 możliwe punkty.
Dokładny opis ćwiczeń zamieszczę w Beti zakładce „szkolenie”. W dwóch słowach: były proste ćwiczenia z posłuszeństwa, dwa ćwiczenia specjalne np reakcja na inwalidę, dwie sztuczki do zaprezentowania. Oceniany był też kontakt psa i przewodnika, ich relacje i sposób reagowania.
Mimo obecności dużej liczby nowych psów Beti pracowała ze mną w dobrym kontakcie. Skupiała się pięknie, sztuczki zrobiła bezbłędnie, posłuszeństwo – wszystko na maksymalną ilość punktów. Jedyną rzeczą która obniżyła nam punkty była reakcja na człowieka o kuli: dopóki chodził, stał było ok, jednak Beti wystraszyła się gdy zaczął machać jej kulą nad głową. No cóż, wiemy nad czym popracować…
Jestem dumna z Betinki, pokazała klasę, chociaż oczywiście na swoim poziomie – ćwiczenia nie były zbyt trudne. A Psunia miała miło spędzony dzień, przed egzaminem i po – masa zabawy z psami, na koniec wizyta u Basty :)))
22.05.2006
Czy moja mała Wilczaczka została oswojona? W sumie nigdy nie była dzikuską, mało miałam z nią kłopotów i naprawdę nie mogę narzekać. Nasz cel główny został osiągnięty – Psunia wyrosła na pannę milusińską, dobrze zsocjalizowaną a nawet socjalną, posłuszeństwo dość przyzwoite (chociaż nie powalające;), trochę rozpieszczoną – chyba sunia zawsze ma większe fory. No bo jak tu ustawiać taką delikatną istotkę?
Kilka rzeczy mamy do poprawienia – Beti zmyka mi do psów, zjada kupy w lesie – to jednak małe grzeszki…
Generalnie pozwalam jej na dużo więcej, ale… mogę sobie na to pozwolić, wiem że sytuacja jest zawsze pod kontrolą. Każdy ma swoją receptę na życie z Wilczakiem. Czyja lepsza? Nie ma reguł uniwersalnych, zależą zawsze do charakteru, temperamentu i konsekwencji człowieka i psa. Ja ustalam jasne zasady – ograniczam szczeniakom swobodę niszczenia, nie pozwalam na powstawanie złych nawyków, maksymalnie nagradzam dobre zachowania, uzależniam psy od siebie tak mocno jak tylko się da, rozwijam ich zdolności i ukierunkowuję inteligencję. Wymaga to dużo konsekwencji i stanowczości ale… opłaca się! Nie mam większych problemów z moimi Wilczakami, nigdy nie uciekają, nie są tchórzliwe ani agresywne, nie mogą beze mnie żyć a żyją pełnią psiego życia.
Tym krótkim podsumowaniem oraz zdanym egzaminem Betinki zamykam dział Oswajanie Wilczycy.